niedziela, 1 czerwca 2008

Otóż konfederacja w Wielkopolsce grzeszyła wręcz nadorganizacją. Zresztą myślenie "prawnicze" to było wówczas zjawisko ogólnopolskie. W relacjach Francuza Dumourieza, który w ramach francuskiej pomocy uczestniczył w obradach Generalności, czyli utworzonego na terenie Austrii rządu konfederackiego, przebija przerażenie, że ci ludzie cały czas coś piszą, tworzą jakieś ramy prawne, bo wszystko ma być jak najbardziej legalne, i myślą, że coś wskórają samymi papierami. A ja myślę, że to jest po prostu prawne dziedzictwo Rzeczypospolitej. Sama konfederacja nie była zapisana w żadnych ustawach, ale precyzyjnie określały ją zwyczaje, których starano się bardzo ściśle przestrzegać.

Walkę partyzancką w Poznańskiem zaczął niejaki Jakub Ulejski, zwany Hektorem Wielkopolskim. To był bardzo biedny szlachcic, który widząc, co się wokół dzieje, postanowił wystąpić przeciwko Rosjanom, dochowując jednak wierności królowi. Zebrał więc kilkunastu kolegów ziemian, pojechali do miasta i spisali dokument, bardzo kwiecisty, że oni protestują przeciwko temu, co się dzieje, że będą walczyć i tak dalej, po czym oblatowali go, czyli zarejestrowali w urzędzie. Na drugi dzień Moskale zrobili oczywiście zajazd na dom Ulejskiego, szlachcic zdołał uciec - nie miał praktycznie żadnych sił. Zabili mu córkę, żonę skatowali, spalili budynki. A on dopiero wtedy poszedł do lasu i zorganizował własny oddział. Zwracam uwagę na kolejność działań. To wynikało z przekonania konfederatów, że są wolnymi obywatelami, działają w wolnym kraju, w ramach od dawna istniejących struktur.
___
Jacek Kowalski, Sarmaci to my (wywiad), Życie 24.02.2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz