tag:blogger.com,1999:blog-31009449928070865712024-03-13T03:16:38.679-07:00ZYTATYzabawne · zaskakujące · zastanawiającemiasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.comBlogger103125tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-41557829347412707862017-02-17T05:21:00.004-08:002017-02-17T05:21:46.410-08:00Hitler rozumiał zagrożenie, jakie dla jego konstrukcji logicznej stwarzała agronomia. Jeśli ludzie mogliby — dzięki okiełznaniu natury — produkować coraz więcej żywności, nie potrzebując do tego dodatkowej ziemi, cały światopogląd runąłby u podstaw. Dlatego też dezawuował on znaczenie ówczesnych osiągnięć naukowych, które później zyskały miano "zielonej rewolucji": hybrydyzacji zbóż, dystrybucji nawozów sztucznych i pestycydów czy coraz powszechniejszego nawadniania. Twierdził, że nawet "w najlepszym wypadku" głód i tak przeważy nad uzyskanym wzrostem plonów. Wedługo niego wszelkie postępy nauki miały swoje "granice", a "naukowe metody uprawy" zostały już wypróbowane i zawiodły. Nie sposób było obecnie czy w przyszłości wyżywić się "z własnej ziemi i terytorium". Nadwyżki żywności można było zabezpieczyć, jedynie podbijając żyzne, sąsiednie tereny, nie zaś stosując zdobycze nauki, które uczyniłyby niemiecką glebę bardziej urodzajną.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Timothy Snyder, <i>Czarna ziemia. Holocaust jako ostrzeżenie</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-39884984331408252712016-09-25T05:06:00.003-07:002016-09-25T05:06:58.678-07:00<span><span><span data-ft="{"tn":"K"}"><span class="UFICommentBody _1n4g"><span><span>Tępe, nadęte tulipany,</span></span><span><span><br /><span>Skurwysyn aster, zdzira róża,</span><br /><span>Elegant storczyk — cwel jebany,</span><br /><span>W chałacie chaber — cieć z podwórza,</span><br /><span>Głupie nasturcje — po kryjomu</span><br /><span>Ktoś pod ich oknem walnął kupę,</span><br /><span>Wywłoka malwa, goździk komuch —</span><br /><span>Niech mnie całują wszystkie w słupek!</span><br /><br /><span>Dziwka forsycja, hiacynt pedał,</span><br /><span>Chuj powój — temat na poemat,</span><br /><span>Anemon, co się tanio sprzedał,</span><br /><span>I wypindrzona chryzantema,</span><br /><span>Mak, co się naćpał, groszek sknera,</span><br /><span>Dzwonek, słonecznik — wsiowy głupek,</span><br /><span>Puszczalskie dalia i gerbera —</span><br /><span>Niech mnie całują wszystkie w słupek!</span><br /><br /><span>Lilia, co pięknie ciągnie druta,</span><br /><span>Cny fiołek (żarty sobie stroję),</span><br /><span>Menda lawenda, lotos kutas,</span><br /><span>Kurdupel bratek, żonkil pojeb.</span><br /><span>Konwalia… dobra, już wystarczy,</span><br /><span>Bo zwiędnę… takie życie… super...</span><br /><span>A ja to pieprzę! Narcyz narcyz —</span><br /><span>Niech mnie całują wszystkie w słupek!</span></span></span></span></span></span></span><br />
<span><span><span data-ft="{"tn":"K"}"><span class="UFICommentBody _1n4g"><span><span><span>___</span></span></span></span></span></span></span><br />
<div style="text-align: right;">
<span><span><span data-ft="{"tn":"K"}"><span class="UFICommentBody _1n4g"><span><span><span>Maciej Froński, <i>Kwiaty polskie</i></span></span></span></span></span></span></span></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-45983088947026597602016-04-22T01:48:00.001-07:002016-04-22T01:48:51.928-07:00Jak pisze ekonomista Gabriel Zucman, (…) prześwietlenie jednej czy drugiej wyspy na Karaibach na niewiele się zda, bo to tylko niewielki element sieci, na której opiera się współczesne brytyjskie imperium finansowe.<br /><br />Centrum tej sieci jest The City of London, starożytna skamielina ustrojowa w samym środku najbardziej kosmopolitycznego miasta świata. City w zasadzie nie jest nawet częścią Londynu – jako samodzielna jednostka administracyjna jest wyjęte spod brytyjskiego prawa. Nawet królowa, gdy przybywa w odwiedziny, musi się zatrzymać na „granicy” i poprosić o zgodę na wstęp lorda mera, który zarządza w City (obecny ma numer 688).<br /><br />Założona w tym miejscu jeszcze przez Rzymian osada przejęła ich prawa oraz koncepcję obywatela i przechowała je do nowożytności. Nawet Wilhelm Zdobywca nie odważył się podnieść ręki na City – z prostej przyczyny: potrzebował pieniędzy, a tylko City mogło mu je pożyczyć. Ten układ – stała linia kredytowa w zamian za autonomię – bez większych zmian działa do dziś. Premier David Cameron, odkąd w 2010 r. jego Partia Konserwatywna dostała z City wsparcie stanowiące ponad połowę jej budżetu, nie zrobił nic, aby dobrać się do tamtejszych pieniędzy, które – co jasne – nie podlegają brytyjskiemu fiskusowi.<br /><br />Kasa City jest nietykalna z zewnątrz i w zasadzie nieznana. Na jej straży stoi niezależna policja City i system polityczny, który z demokracją ma niewiele wspólnego. City dzieli się na 25 okręgów wyborczych, ale tylko w czterech z nich głosują ludzie (około 9 tys. rezydentów). W pozostałych rządzą korporacje, przy czym liczba głosów przez nie kontrolowanych jest związana z liczbą ich pracowników (w sumie ok. 414 tys.), ale to nie oni głosują – robią to za nich prezesi firm.<br />
<br />
W rezultacie City samo się opodatkowuje, samo się sądzi, samo rządzi i jest największym rajem podatkowym świata, z obrotami przekraczającymi 5 bln dol. dziennie. Zachęcają do tego miejscowe regulacje finansowe, a w zasadzie ich brak.<br />
<br />
(…)<br />
<br />
Jak pisze głośna francuska sędzia śledcza Eva Joly, kiedyś broniło ono wolności swoich obywateli przed kolejnymi królami, dziś broni wolności swoich pieniędzy przed urzędami skarbowymi. Ale to tylko jedna i wcale nie najważniejsza funkcja tego skrawka Londynu o powierzchni niecałych trzech kilometrów kwadratowych. City przede wszystkim sprawia, że pieniądze znikają, a w praktyce przenoszone są z i do rajów podatkowych w brytyjskich dependencjach i terytoriach zamorskich. I z perspektywy fiskusa giną pod kolejnymi warstwami fikcji prawnych.<br />
<br />
(…)<br />
<br />
City kiedyś było jedyną oazą demokracji w królestwie, a dziś jest jedyną pustynią bez demokracji na Wyspach, do której suwerenny rząd Jej Królewskiej Mości nie ma prawa wglądu, choć ta zasada nie działa już w drugą stronę.<br /><br />Od 1517 r. w Izbie Gmin zasiada przedstawiciel City zwany przypominajkiem (<i>remembrancer</i>). Usadowiony nieopodal speakera Izby, zwraca jego uwagę na każdy projekt, który mógłby naruszyć interesy najpotężniejszej sieci instytucji finansowych na świecie. Na posiedzenia rady City nie ma wstępu nawet brytyjska królowa.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Jędrzej Winiecki, Łukasz Wójcik, <i>Brama do rajów</i></div>
<div style="text-align: right;">
Polityka, 12.4.2016</div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-50260467442102768062014-10-24T14:35:00.004-07:002014-10-24T14:35:59.470-07:00Gdy znów do murów klajstrem świeżym<br />Przylepiać zaczną obwieszczenia,<br />Gdy "do ludności", "do żołnierzy"<br />Na alarm czarny druk uderzy<br />I byle drab, i byle szczeniak<br />W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,<br />Że trzeba iść i z armat walić,<br />Mordować, grabić, truć i palić;<br />Gdy zaczną na tysięczną modłę<br />Ojczyznę szarpać deklinacją<br />I łudzić kolorowym godłem,<br />I judzić "historyczną racją",<br />O piędzi, chwale i rubieży,<br />O ojcach, dziadach i sztandarach,<br />O bohaterach i ofiarach;<br />Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin<br />Pobłogosławić twój karabin,<br />Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,<br />Że za ojczyznę - bić się trzeba;<br />Kiedy rozścierwi się, rozchami<br />Wrzask liter pierwszych stron dzienników,<br />A stado dzikich bab - kwiatami<br />Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -<br />- O, przyjacielu nieuczony,<br />Mój bliźni z tej czy innej ziemi!<br />Wiedz, że na trwogę biją w dzwony<br />Króle z panami brzuchatemi;<br />Wiedz, że to bujda, granda zwykła,<br />Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",<br />Że im gdzieś nafta z ziemi sikła<br />I obrodziła dolarami;<br />Że coś im w bankach nie sztymuje,<br />Że gdzieś zwęszyli kasy pełne<br />Lub upatrzyły tłuste szuje<br />Cło jakieś grubsze na bawełnę.<br />Rżnij karabinem w bruk ulicy!<br />Twoja jest krew, a ich jest nafta!<br />I od stolicy do stolicy<br />Zawołaj broniąc swej krwawicy:<br />"Bujać - to my, panowie szlachta!"<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Julian Tuwim, <i>Do prostego człowieka</i> </div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-1473383113070889752014-10-24T14:07:00.003-07:002014-10-24T14:07:49.558-07:00Absztyfikanci Grubej Berty<br /> I katowickie węglokopy,<br /> I borysławskie naftowierty,<br /> I lodzermensche, bycze chłopy.<br /> Warszawskie bubki, żygolaki<span class="text_exposed_show"><br /> Z szajką wytwornych pind na kupę,<br /> Rębajły, franty, zabijaki,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.</span><br />
<br />
Izraelitcy doktorkowie,<br /> Widnia, żydowskiej Mekki, flance,<br /> Co w Bochni, Stryju i Krakowie<br /> Szerzycie kulturalną francę!<br /> Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”<br /> Swą intelektualną zupę,<br /> Mądrale, oczytane faje,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
Item aryjskie rzeczoznawce,<br /> Wypierdy germańskiego ducha<br /> (Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,<br /> Werzcie mi, jedna będzie jucha),<br /> Karne pętaki i szturmowcy,<br /> Zuchy z Makabi czy z Owupe,<br /> I rekordziści, i sportowcy,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
Socjały nudne i ponure,<br /> Pedeki, neokatoliki,<br /> Podskakiwacze pod kulturę,<br /> Czciciele radia i fizyki,<br /> Uczone małpy, ścisłowiedy,<br /> Co oglądacie świat przez lupę<br /> I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
Item ów belfer szkoły żeńskiej,<br /> Co dużo chciałby, a nie może,<br /> Item profesor Cy… wileński<br /> (Pan wie już za co, profesorze!)<br />
I ty za młodu nie dorżnięta<br /> Megiero, co masz taki tupet,<br /> Że szczujesz na mnie swe szczenięta;<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
Item Syjontki palestyńskie,<br /> Haluce, co lejecie tkliwie<br /> Starozakonne łzy kretyńskie,<br /> Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,<br /> I wszechsłowiańscy marzyciele,<br /> Zebrani w malowniczą trupę<br /> Z byle mistycznym kpem na czele,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
I ty fortuny skurwysynu,<br /> Gówniarzu uperfumowany,<br /> Co splendor oraz spleen Londynu<br /> Nosisz na gębie zakazanej,<br /> I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,<br /> A srać chodziłeś pod chałupę,<br /> Ty, wypasiony na Ikacu, <br />
Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
Item ględziarze i bajdury,<br /> Ciągnący z nieba grubą rętę,<br /> O, łapiduchy z Jasnej Góry,<br /> Z Góry Kalwarii parchy święte,<br /> I ty, księżuniu, co kutasa<br /> Zawiązanego masz na supeł,<br /> Żeby ci czasem nie pohasał,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę.<br />
<br />
I wy, o których zapomniałem,<br /> Lub pominąłem was przez litość,<br /> Albo dlatego, że się bałem,<br /> Albo, że taka was obfitość,<br /> I ty, cenzorze, co za wiersz ten<br /> Zapewne skarzesz mnie na ciupę,<br /> Iżem się stał świntuchów hersztem,<br /> Całujcie mnie wszyscy w dupę!…<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
<i>Całujcie mnie wszyscy w dupę</i>, Julian Tuwim</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">Wierszyk w sumie znany i lubiany (niekoniecznie ze zrozumieniem) od kiedy jakiś polski kabaret go nagrał w formie piosenki, ale Tuwim tu jest zawsze na propsie, więc pozwolę sobie uwiecznić, choćby dla siebie, żeby mieć pod ręką.</span></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-91491462747322134432014-04-28T13:34:00.002-07:002014-04-28T13:41:11.200-07:00Każdy okupant miał swoje wyobrażenie o porządku, do realizacji którego
potrzebował co prawda pomocy miejscowych, lecz nie miał zamiaru z nimi
dyskutować celowości swoich pomysłów. Dobrą ilustracją wynikających stąd
problemów jest kwestia czasu urzędowego. Tak się złożyło, że państwa
biorące udział w wojnie różniły się nie tylko pod względem stref
czasowych (Rosja nie ratyfikowała porozumienia w tej sprawie,
pozostawiając ustalanie czasu lokalnego w rękach władz miejskich), ale
także używanych kalendarzy. Każda okupacja przyspieszała bądź cofała
czas i czynność ta nie była pozbawiona symbolicznego znaczenia. Rosjanie
w Galicji Wschodniej oraz Bukowinie wprowadzili kalendarz juliański i czas
petersburski, Niemcy na wschodzie – kalendarz gregoriański i czas
środkowoeuropejski. W zajętym przez Austriaków Sandomierzu zegary
cofnięto o 35 minut, dostosowując je do czasu wiedeńskiego. Za to zmiana
kalendarza z juliańskiego na gregoriański przyspieszyła rachubę czasu o
całe 13 dni. Podobnie w Serbii. W okupowanym przez Rosjan Lwowie
wprowadzono z kolei kalendarz juliański (co oznaczało cofnięcie o 13
dni). Niemcy w Warszawie, podobnie jak na innych okupowanych
terytoriach, wprowadzali czas berliński. Nic to, że w Warszawie różnica
wynosiła 24 minuty. Chodziło o coś więcej niż zwykłe przesunięcie
wskazówek.<br />
<br />
Niemal wszędzie okupowani byli jak najgorszego zdania o zmianach
burzących dotychczasowy sposób odmierzania rytmu życia. Pod okupacją
niemiecką i austriacką sprawę dodatkowo komplikowało odróżnienie czasu
letniego od zimowego, które spotkało się z takim samym brakiem zrozumienia nowych
poddanych. […]<br />
<br />
Mierzenie czasu nabrało znaczenia symbolicznego. W Belgii, gdzie niemieccy okupanci postąpili w
tej kwestii tak samo jak w Kongresówce, nastawianie zegarków według
czasu belgijskiego (czyli godzinę wcześniej niż czas berliński) stało
się rodzajem patriotycznej manifestacji. W Europie Środkowo-Wschodniej takie
manifestacje były rzadsze, choć zdarzały się zwłaszcza pod okupacją
rosyjską i w Serbii. W maju 1916 r. austriacki pisarz służący jako
oficer na Bałkanach, Friedrich Wallisch, notował: „Również w Serbii wprowadzono
nowy czas letni. Chociaż rozwiązanie to przyjęto nawet w krajach nam
wrogich, Serbowie nie chcieli do końca zaakceptować »szwabskiego«
pomysłu, aby przesunąć wskazówki do przodu. (…) Nie było łatwo
wytłumaczyć chłopom sens nowej rachuby czasu i sposób przeprowadzenia
tej zmiany. Najłatwiej poszło tam, gdzie 1 maja przed południem, np. o
godzinie 8 starego czasu, wydano zarządzenie, że wybiła właśnie godzina
9”.<br />
<br />
[…]<br />
<br />
Rzecz nie ograniczała się zresztą do alfabetu i języka: w okupowanej
Warszawie Niemcy nie wiedzieli przez pierwsze miesiące, jak korzystać z
tramwaju. Rosjanie zabrali ze sobą szyldy informujące o trasie i celu
jazdy. Warszawiakom wystarczał numer linii.<br />
<br />
[…] <br />
<br />
Jeszcze inaczej wyglądały sprawy w Serbii. Cesarsko-królewski okupant
bez większego problemu zmienił ruch drogowy z prawostronnego na
obowiązujący w monarchii lewostronny. Z czasem i alfabetem poradził
sobie zdecydowanie gorzej. Szwabski czas letni Serbowie oswoili – jak
wspomnieliśmy powyżej – licząc odtąd podwójnie, zależnie od potrzeb i
okoliczności, wedle „naszego” i „ichniego”. Podobnie postąpili z
kalendarzem gregoriańskim, co oznaczało dwoistość pomiaru zarówno dnia,
jak i roku. Austriacy w końcu uszanowali obyczaje pokonanych, tolerując
stary styl i nie zmuszając Serbów do obchodzenia np. świąt kościelnych
według nowego kalendarza.<br />
<br />
Już w punkcie wyjścia pogodzili się także z niemożnością usunięcia z przestrzeni publicznej cyrylicy. Tylko
mniejszość Serbów umiała czytać i pisać; jeśli chciało się dotrzeć
chociaż do nich, trzeba było zgodzić się na kompromis. Tak więc
zarządzenia władz okupacyjnych publikowane były cyrylicą, a petentom
zagwarantowano prawo zwracania się do urzędów okupacyjnych z pismami w
tym alfabecie. Władze wojskowe poszły nawet dalej, publikując w 1917 r.
trójjęzyczny – po niemiecku, węgiersku i serbsko-chorwacku – kalendarz,
zawierający kalendarium gregoriańskie i juliańskie, „…to drugie
cyrylicą, którą wydrukowana jest także część tekstów o charakterze
rozrywkowym i pouczającym”.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny, <i>Na zapleczu frontów</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Pomocnik Historyczny Polityki, Wielka Wojna 1914-1918</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-14486665103382402742014-01-10T13:08:00.005-08:002014-01-10T13:14:06.601-08:00Rektor Zygmunt Rybicki, jeden z czarnych charakterów Marca i lat następnych, miał po „jasnej stronie mocy” stryja, Józefa Rybickiego, później jednego z członków założycieli KOR. Był to prawdziwy bohater akowskiego podziemia, dowódca warszawskiego Kedywu, a od jesieni 1945 r., po aresztowaniu przez bezpiekę pułkownika Jana Rzepeckiego – jego następca na czele WiN. Naturalną koleją rzeczy także Józef Rybicki został w 1947 r. aresztowany przez UB i skazany na 10 lat więzienia. Podczas okupacji, oprócz funkcji dowódczych w Armii Krajowej, był on członkiem konspiracyjnej Rady Pomocy Żydom „Żegota” i z tego właśnie powodu w kwietniu 1968 r. poprosiła go o wywiad dziennikarka bardzo aktywna w ówczesnej kampanii propagandowej. Organizatorzy tej kampanii żywili zdumiewające przekonanie, że bohaterstwo Polaków, którzy podczas okupacji hitlerowskiej z narażeniem życia ratowali żydowskich współobywateli przed zagładą, zdejmie odium antysemityzmu z tych, co w PRL tropili Żydów i organizowali antyżydowską nagonkę. Dziennikarka zapytała Józefa Rybickiego o „Żegotę”. Niedoszły bohater wywiadu oznajmił, że bardzo chętnie opowie o ratowaniu Żydów.<br />
– Ale czy pani jest pewna, że właśnie ze mną polecono pani o tym rozmawiać?<br />
– Ależ tak!<br />
– To dziwne.<br />
– Dlaczego dziwne?<br />
– Bo wie pani, Rybicki to moje okupacyjne nazwisko.<br />
– A jak się pan naprawdę nazywał?<br />
– Fiszman.<br />
– Ale przecież rektor Uniwersytetu Warszawskiego Zygmunt Rybicki to pański bratanek?<br />
– No właśnie!<br />
– W takim razie przepraszam…<br />
Dziennikarka straciła zainteresowanie dla rozmówcy, ale poinformowała swoich mocodawców o tym, czego się dowiedziała. W rezultacie bezpieka przeprowadziła kwerendę sprawdzającą pochodzenie Rybickiego, a gdy jego aryjskość stwierdzona została ponad wszelką wątpliwość, poinformowała o wszystkim rektora tak boleśnie skrzywdzonego posądzeniem, że jego rodzina mogłaby mieć jakichś żydowskich przodków. Józef Rybicki nie utrzymywał stosunków z bratankiem, ale w tej sytuacji bratanek zdecydował się zadzwonić:<br />
– Stryju, niech stryj nie robi głupich kawałów.<br />
W odpowiedzi usłyszał:<br />
– Już dawno ci mówiłem, gówniarzu, żebyś nie ważył się do mnie dzwonić.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Karol Modzelewski, <i>Zajeździmy kobyłę historii</i> </div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-76670200114282825682013-12-26T08:19:00.000-08:002014-04-28T13:38:59.838-07:00W obu wydaniach [sowieckiej książki kucharskiej, pierwsze z 1939] na wyklejce jest przedstawiony nakryty stół. Ale o ileż bardziej wykwintny jest ten z lat 50…! Na okładce z 1952 roku została wytłoczona płaskorzeźba. Znajdujemy tam butelkę wina, paterę z owocami, słoiki, cytryny, gruszki, banany, winogrona, brzoskwinie, pucharek lodów, pudding, tort w pudełku, wianuszek obwarzanków, chleb, bombonierkę, sery, butelkę mleka, koszyk jaj, ryby, puszeczkę kawioru, warzywa, kapustę, kukurydzę, szynkę, pęta kiełbas, puszki konserw.<br />
<br />
Najwyraźniej ten zestaw artykułów miał za zadanie ucieleśniać i konkretyzować wyobrażenie o obfitości. Znamienne, że ów asortyment nie zawiera nic zagranicznego. Wyeksponowanie własnych zasobów oznaczało, że człowiek radziecki miał się żywić właśnie radzieckimi produktami – na szczęście rozmiary kraju i zróżnicowanie stref klimatycznych gwarantowały pewną różnorodność – od wina i herbaty z Gruzji (kto by wówczas pomyślał, że walka z nimi stanie się w Rosji Putina deklaracją narodową) po szproty łotewskie (które Putin także objął zakazem) i wędzoną wobłę z północnych portów.<br />
<br />
Symboliczne artykuły radzieckiej konsumpcji przywożone do Rosji z innych republik – wino z Mołdawii i Gruzji, borżomi, szproty – nieprzypadkowo stały się przedmiotem prześladowań w okresie, kiedy odcięta od Związku Radzieckiego kapitalistyczna Federacja Rosyjska sama siebie okrzyknęła imperium. Należało zerwać wszelkie związki emocjonalne z dawnymi bratnimi narodami i zniszczyć wspólne wyobrażenia o świątecznym stole w w taki sam sposób, w jaki powinny zostać zduszone pozostałe przejawy „radzieckiego internacjonalizmu”.<br />
<br />
„Radziecki szampan” został podzielony na dwie kategorie: radziecki, produkowany na Krymie, który dostał się niezależnej Ukrainie, oraz „patriotyczny”, rosyjski, cechujący się gorszym smakiem i figlarną stylizowaną etykietą, mającą podkreślić (choć nie wprost) pokrewieństwo z radzieckim prototypem. Co prawda na krótko, ale represjom poddano także abchaskie mandarynki.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Irina Głuszczenko, <i>Sowiety od kuchni. Mikojan i radziecka gastronomia</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-41379253424526631002013-12-20T09:47:00.003-08:002013-12-20T09:49:55.283-08:00Różnica zdań wśród niemieckich kół w kwestii wpływu puczu na armię stanowiła odbicie zróżnicowanej oceny zdolności Piłsudskiego. Z jednej strony Niemcy uważali go za silnego, nieulękłego i charyzmatycznego — jeśli nawet niekoniecznie mądrego — przywódcę wojskowego, który niewątpliwie zrobiłby wszystko co w jego mocy, by wzmocnić polską armię. Z drugiej strony, Niemcy sądzili, że jego idiosynkrazje, zwłaszcza zaś skłonność do zazdrości, były wielkimi słabościami przywódcy narodu. Sposób w jaki doszedł do władzy — drogą puczu, który nieomal zniszczył armię, którą pragnął uratować — tylko potwierdził niemieckie przypuszczenie o jego zasadniczych wadach uniemożliwiających piastowanie wysokich urzędów.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Robert Citino, <i>Ewolucja taktyki Blitzkriegu. Niemcy bronią się przed Polską. 1918-1933</i> </div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-19247906668409678072013-06-24T12:07:00.003-07:002013-06-24T12:08:57.819-07:00Tym razem, sądząc po protokołach partyjnych i stenogramach posiedzeń Knesetu, sprzeciwy [<i>przeciwko nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Niemcami</i>] robiły wrażenie raczej sfatygowanego rytuału niż wybuchu emocji. Menachem Begin zacytował wiersz, w którym Żydów opisywano jako kawałki mydła. Członek Knesetu z ramienia Mapai powiedział na to, że izraelski ambasador mieszkający w Bonn jest najlepszą możliwą zemstą na pokoleniu morderców. Wicepremier Aba Eban, posługując się jak zawsze gładkim językiem, dał organowi ustawodawczemu próbkę swojej erudycji: gdy przybędzie ambasador niemiecki, w Jerozolimie rzeczywiście trzeba będzie odegrać hymn narodowy jego kraju, ale słowa <i>Deutschland über alles</i> zostały w gruncie rzeczy napisane przez liberalnego poetę z poprzedniego stulecia nazwiskiem Hoffman, a hymnem państwowym wiersz ten został za kadencji socjalistycznego prezydenta Eberta. Pierwszą zwrotkę śpiewano aż do zawieszenia hymnu w 1945 roku; w 1952 pieśń z powrotem stała się hymnem narodowym, ale z pominięciem dwóch pierwszych zwrotek. Jedyna zwrotka śpiewana od tej pory mówi o uczuciach jedności, wolności i braterstwa. Menachem Begin sarkastycznie przerwał Ebanowi: "To może wszyscy razem zaśpiewamy <i>Deutschland über alles</i>?". A jego kolega partyjny Arie Ben Eliezer zawołał: "Tak, tak, wstańmy i śpiewajmy".<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Tom Segev, <i>Siódmy milion, Izrael — piętno zagłady</i> </div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-71849271384631155842013-05-18T13:12:00.003-07:002013-06-24T12:07:50.067-07:00Były delegat na kilka kongresów syjonistycznych, Mordechaj Szenhabi, zaproponował we wrześniu 1942 roku, by Żydowski Fundusz Narodowy zbudował pomnik upamiętniający ofiary Zagłady, "ofiary wojny i bohaterów Izraela". Niedługo potem proponowany pomnik otrzymał nazwę, którą będzie nosić, gdy już zostanie zbudowany: Jad wa-Szem (Yad Vashem). Propozycja Szenhabiego dała początek dyskusjom i napływowi listów, powołano więc komitet, który miał się tym zająć. Trudno o wyraźniejszy i bardziej groteskowy, a nawet makabryczny wyraz skłonności do myślenia o Zagładzie w czasie przeszłym: gdy jiszuw dyskutował o najlepszych sposobach upamiętnienia ofiar, większość z nich jeszcze żyła.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Tom Segev, <i>Siódmy milion, Izrael — piętno zagłady</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-53072356526851079552013-05-05T09:42:00.001-07:002013-05-05T09:45:14.409-07:00W 1938 roku rząd Rzeszy zadekretował, że każdy Żyd będący obywatelem Niemiec musi mieć żydowskie imię. (…) Zgodnie z nowymi przepisami każdy, czyje imię nie znajdowało się na liście ogłoszonej przez władze, musiał do swojego imienia dodać imię żydowskie — mężczyźni Izrael, a kobiety Sara. (…)<br />
<br />
Kartoteki niemieckiego konsulatu w Jerozolimie zawierają listy od miejscowych Jeke [<i>Żydów przybyłych do Izraela z Niemiec</i>] — z których część wciąż miała niemieckie obywatelstwo — informujące Rzeszę, że zamierzają dostosować się do nakazu i zgodnie z prawem przyjąć imiona Izrael i Sara. "Dodałem imię Izrael do mojego, zgodnie z wymogami" — napisał do konsulatu Fritz Izrael Stein z Kfar Jedidii. Konsulat potwierdził zmianę, więc Stein wysłał podziękowanie. Jednak konsulat zaadresował list "Isidore Stein", więc Stein napisał raz jeszcze, z pytaniem, czy teraz nazywa się Izrael czy Isidore. I on, i inni, którzy pisali do konsulatu, zapewne chcieli po prostu zachować obywatelstwo lub prawa do emerytury. Tak czy inaczej, w historii bolesnych relacji Jeke z ich dawną ojczyzną trudno znaleźć coś bardziej groteskowego.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Tom Segev, <i>Siódmy milion, Izrael — piętno zagłady</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-62777410169517308822012-08-09T13:11:00.001-07:002012-08-09T13:17:57.415-07:00Tak naprawdę możemy jedynie domniemywać, jaki był wpływ tych katastrof na kulturę popularną. Wiele rodzin, które zaludniły najbardziej zrujnowane prowincje po wojnie [<i>trzydziestoletniej – 3M</i>], było imigrantami spoza Brandenburgii — z Holandii, Wschodniej Fryzji, Holsztynu. Na niektórych obszarach szok był tak wielki, że zerwał ciągłość pamięci. W całych Niemczech zaobserwowano, że "wielka wojna" z lat 1618-1648 zniszczyła pamięć ludową o wcześniejszych konfliktach, tak że średniowieczne, starożytne lub prehistoryczne mury i wały utraciły swoje wcześniejsze nazwy i stały się znane jako "reduty szwedzkie"[1]. Na niektórych obszarach wydaje się, że wojna zerwała łańcuch wspomnień osobistych, który był kluczowy dla autorytetu i ciągłości wiejskiego prawa zwyczajowego — nie pozostał nikt w odpowiednim wieku, by pamiętać, jak było "zanim przyszli Szwedzi". Zapewne jest to jedna z przyczyn ubóstwa tradycji ludowej w Marchii Brandenburskiej. W latach czterdziestych XIX wieku, gdy moda na zbieranie i publikowanie mitów i innych przejawów folkloru sięgnęła zenitu, entuzjaści zainspirowani braćmi Grimm niewiele zebrali w Marchii.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Christopher Clark, <i>Prusy — powstanie i upadek 1600-1947</i></div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
1)<i> Znam co najmniej dwa miejsca (jedno w Brandenburgii, drugie w Niedersachsen), w których mianem </i>Schwedenschanzen<i> określa się słowiańskie grodziska.</i></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-60639827887879698202012-07-21T10:53:00.002-07:002012-07-21T10:53:49.961-07:00Myślę, że obrzydłość [środowiska muzycznego] łączy się z trudnym i skomplikowanym wykonawstwem muzyki awangardowej, a także z jej festiwalowo-grupowymi manifestacjami. Oni ciągle są razem i muszą być, żeby się jakoś wzajemnie sprawdzać […] Ten mój antyawangardowy pesymizm podzielił zresztą właśnie wcale przeze mnie nie uprzedzony Miecio Tomaszewski. Opowiadał on mnie i Heniowi [Krzeczkowskiemu] o festiwalu nowej muzyki na Sycylii: cudowna, południowa noc, piękno przyrody niewysłowione, a tu siada Berio czy inny pewny siebie chuj i produkuje ohydne dźwięki na tle jakiejś specjalnie odestetycznionej rupieciarni. Z czego to pochodzi? Znikł kult doskonałej formy, muzycy chcą być treściowcami, a że są też półinteligentami, więc skutek wiadomy. Nie lubię tej awangardy za jej przemądrzałość…<br />
__<br />
<div style="text-align: right;">
Stefan Kisielewski, <i>Dzienniki</i></div>
miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-23434108548718413962012-05-04T01:46:00.000-07:002012-05-04T01:49:39.625-07:00<i>To dlatego opisuje pani jako fałsz fragment pomnika Powstania Warszawskiego – kobietę z dzieckiem na rękach schodzącą do kanału?</i><br />
<br />
Pomnik Powstania Warszawskiego przedstawia odwrót AK ze Starówki, gdzie na pastwę Niemców zostało 35 tys. ludności cywilnej, 7 tys. rannych. Cywilom nie przysługiwała ewakuacja. Oczywiście, mogło się zdarzyć, że jakiś powstaniec wyprowadził swoją żonę z dzieckiem, ale sylwetka na pomniku ma walor reprezentacji i w tym sensie jest fałszywa. Dla mojej babci z trojgiem dzieci nie było miejsca w tym kanale.<br />
<br />
(…)<br />
<br />
W bliskim sąsiedztwie pomnika Bohaterów i Męczenników Getta wystawiono pomnik Willy’ego Brandta, mniejszy, lecz bardzo podobny w kształcie. W jego centralnej części widnieje płaskorzeźba z klęczącym kanclerzem Niemiec. Na oko wydaje się, że chodzi o gest kanclerza odnoszący się do zagłady Żydów. Tymczasem z objaśnienia na pomniku dowiadujemy się, że ma to być „symbol pamięci w stosunkach polsko-niemieckich”. O Żydach ani słowa.<br />
<br />
<i>Pisze też pani o związku powstańczych kapliczek podwórkowych z zagładą Żydów. Czy to nie zbytnia podejrzliwość?</i><br />
<br />
Kapliczki podwórkowe kojarzą się z 1944 r. i, rzeczywiście, mnóstwo ich powstało w tamtym czasie. Jednak w Warszawie prawobrzeżnej, gdzie nie było Powstania Warszawskiego, na postumentach zachowały się daty – 1943 r. Prasa konspiracyjna i gadzinowa datują zjawisko na późną wiosnę tamtego roku. Gdy w połowie maja 1943 r. upadło powstanie w getcie, był to jakiś rodzaj widomego znaku, że Żydów już rzeczywiście nie ma, więc nie wrócą zza Wisły do swoich mieszkań i kamienic, jak wcześniej zakładano. W pierwszej chwili byłam tym skojarzeniem kompletnie zaskoczona. Gdy jednak u innych autorów napotkałam ten sam trop, odważyłam się pomyśleć, że u źródła, przynajmniej niektóre, warszawskie kapliczki podwórkowe mogły być znakiem symbolicznego „odzyskania” terenu na wyłączność, odczarowania go i objęcia w posiadanie.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Elżbieta Janicka, <i>Wojna powstań</i> (wywiad)</div>
<div style="text-align: right;">
Polityka, 2.5.2012 </div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-38849136298382421152012-05-03T05:41:00.000-07:002012-05-03T05:45:38.758-07:00Tarcia z Rostropowiczem zaczęły się od tego, że on chciał, żeby
w filmie wystąpiła jego żona, która niestety odśpiewała dwie partie w jego
nagraniu i śpiewała już takim dosyć starym - miała sześćdziesiąt lat -
startym głosem, niedobrym. Na ekranie oczywiście zamieniłem ją na dwie młode
aktorki, jedną grubą i wulgarną, oberżystkę, i drugą bardzo piękną
dziewczynę, która grała Marynę Mniszech. Maryna Mniszech miała dziewiętnaście
lat, a nie sześćdziesiąt, przepraszam. I na szczęście, uroda czy fizyczność
tych kobiet troszkę pozwoliły zatrzeć złe wrażenie tego skrzekliwego głosu
niegdyś bardzo wielkiej śpiewaczki Galiny Wiśniewskiej, czyli żony
Rostropowicza. Rostropowicz, korzystając z naszej przyjaźni, ściskał mnie
bardzo mocno, przyciskał do piersi i mówił: "Ale wiesz, jak byś ją tak
pomalował, charakteryzacja, wiesz, jakieś filtry na kamerę, bo ona tak bardzo
by chciała". Ja mówię: "To jest niemożliwe, z sześćdziesięciolatki
nie zrobię dziewiętnastolatki, choć bym się wściekł. Będzie to wyglądało
idiotycznie". I tu już się zaczęły tarcia.<br />
<br />
Kolejne nastąpiły, gdy przyjechali do Belgradu, gdzieśmy kręcili, i na
planie Galina, która była już bardzo na nie, zobaczyła, że Godunow ma
czarne włosy i lekko skośne oczy. Ja wyczytałem w jakichś książkach, że
Godunow był mieszańcem, nie był w pełni Rosjaninem, chyba Mordwińcem. W każdym
razie miał podobno czarne włosy i lekko skośne oczy, był taki statarzony jak
gdyby, i ja to zrobiłem Raimondiemu. A ona, że jak to, przecież on powinien
być jasnym blondynem, przecież to jest prawosławie, rosyjski typ, niebieskie
oczy. Ja na to: "A gdzieś to Galina wyczytała? Bo źródła mówią zupełnie
co innego". Ona: "No nie, ale tradycja!". Ja mówię: "Wiesz, to
nie jest moja tradycja". No i się zaczęło niedobrze. Prawdopodobnie
zdania tego nie należało wypowiadać. Jak Rostropowicz zobaczył film, dostał
ataku serca, i niczym Wilhelmi przy okazji <i>Na srebrnym globie </i>zrozumiał,
że to jest przeciwko a nie za. W efekcie wytoczył proces o obrazę duszy
rosyjskiej. Dosłownie tak się nazywał ten proces. Na szczęście to się odbyło
we francuskim sądzie. Jak się podpisuje umowy do filmu, to zawsze ostatni
punkt mówi, gdzie byłyby ewentualne spory rozstrzygane, i w tym wypadku to
podpadało pod francuską jurysdykcję. I to było prześmieszne, bo Mścisław
przyszedł zalany łzami, we wszystkich orderach, które mu wisiały za pępek
jak marszałkowi sowieckiemu, a sędzia był racjonalnym Francuzem. Taki starszy
pan, siwiutki jak gołąbek, zaczesany, suchutki, który jak usłyszał słowo
"dusza rosyjska", to naprzód zapytał, a co to jest? On się zachował
genialnie! Zadawał takie niby głupie, ale jadowicie inteligentne pytania:
"Ale co to jest, ta «dusza rosyjska»? Jak pan Rostropowicz by to chciał
określić?". Ten zaczął coś międlić, za nim tłumaczka - bo on gdy
trzeba było, to nic nie rozumiał po francusku, tytko trzeba było tłumacza, a
jak trzeba było na przykład kontrakty załatwiać, to świetnie rozumiał, ile
tam pieniędzy jest napisane.<br />
<br />
Nie chcę źle mówić o umarłych, ale on Polaków nienawidził. A całe życie
- zupełnie jak Dostojewski - chciał udowodnić, że ma rodowód polskiego
szlachcica. Jak przyjeżdżał do Polski, to szukał antenatów i po jakichś
parafiach wysyłał ludzi, żeby znaleźli dokumenty, że Rostropowicz to jest
szlachcic, może gdzieś ze wschodu Polski, ale jednak. Przedziwny układ...
Mnie nazywał na końcu "Polaczyszka, ten śmierdzący Polaczyszka!" - i
krzyczał: "Jak on śmiał coś takiego zrobić?!". Ponieważ sędzia nie
uzyskał odpowiedzi na to, czym jest ta "dusza rosyjska", nie wiadomo było
za bardzo na czym polegałaby obraza. I sędzia znów zachował się genialnie,
powiedział: "Dobrze, może ja nie rozumiem rzeczywiście, co to jest ta «dusza
rosyjska», ale panie Rostropowicz, skąd pan ma taką pewność i mniemanie, że
pan jest depozytorem tej duszy rosyjskiej? I że pan jest adwokatem tej duszy
rosyjskiej, akurat pan? Na czym to miałoby polegać?". Rostropowicz proces
przegrał, nie uzyskał nic, żadnego wyrównania finansowego, po prostu nic.
Ale producent, który bardzo go kochał, bo wydawał mu płyty, orzekł: "Słuchaj,
my na końcu powinniśmy jednak napisać, że Rostropowicz wyraża sprzeciw
przeciwko pewnym wątkom". A cały akt oskarżenia, że to niby została
obrażona dusza rosyjska, opierał się na dwóch rzeczach. Po pierwsze, w
filmie jest scena miłosna w oberży - a w operze u Puszkina ta scena nie jest
miłosna, tylko to jest zwykła rozmowa. Francuz nie miał nic przeciwko scenie
miłosnej, zwłaszcza z cycatą babą, raczej mu się podobało, bo oni sobie w
sądzie puszczali, żeby zrozumieć, o co Mścisławowi chodzi. A Rostropowicz
przyczepił się do tego, że tam są wydawane przez oberżystkę jakieś
nieprzyzwoite, erotyczne dźwięki, które załażą na ścieżkę dźwiękową,
czyli są to dźwięki nienagrane przez Rostropowicza, tylko są dodatkiem obcym
i ich nie powinno być. Okazało się, że nie ma żadnych dodatkowych dźwięków, artyści wyłącznie ustami poruszają tak, jak
libretto mówi, jest muzyka, nie ma żadnych nieprzyzwoitości. Sędzia zamarł,
sala zamarła, adwokaci zaczęli się śmiać, że stary Rostropowicz ma
przywidzenia, przesłyszenia. I druga rzecz. W oskarżeniu było, że jak ten
jurodiwyj patrzy na cerkiew, na Matkę Boską tam wymalowaną, co było z kolei
hołdem dla Tarkowskiego - takim ukłonem, jak te schody dla Wajdy i <i>Pokolenia,
</i>to był taki hołd dla <i>Rublowa </i>- to, że on z wrażenia, w kontakcie
z czymś nadprzyrodzonym, z religią, z <i>noumenem, </i>na widok tego sika do
wiadra. A wiadro nie ja wymyśliłem, tylko jest w libretcie, że on ciągnie to
wiadro, o tym wiadrze śpiewa. I Rostropowicz powiedział, że dźwięk szczyn
padających do wiadra jest obrazą i muzyki, i duszy rosyjskiej. No to sobie puścili,
tam nie ma żadnego dźwięku szczyn do wiadra, nie ma. To leci na niemo, gra
muzyka, a Rostropowicz usłyszał szczyny. Oczywiście nie chodziło o wiadro i
nie chodziło o cycatą babę, ale o to, żeby się czegoś uczepić.<br />
___<br />
<div style="text-align: right;">
Andrzej Żuławski, <i>Przewodnik Krytyki Politycznej</i>, wywiad-rzeka </div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-82258661867319009972011-08-28T11:34:00.000-07:002011-08-28T11:35:29.076-07:00Zdradzę tajemnicę: w oczach rasowego archeologa literat nie jest najpodlejszą istotą pod słońcem - historyk sztuki stoi na pewno nizej.
<br />___
<br /><div style="text-align: right;">Paweł Jasienica, <span style="font-style: italic;">Słowiański rodowód</span>
<br /></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-52062796138406549842010-08-09T03:58:00.000-07:002010-08-09T04:05:15.507-07:00Mowa o meksykańskim księdzu Marcialu Macielu, urodzonym w 1920 r. założycielu arcykonserwatywnego zgromadzenia zakonnego Legion Chrystusa. Legion, podobnie jak Opus Dei, cieszył się specjalnymi względami Jana Pawła II.<br /><br /><div><div id="banP62"><script type="text/javascript">putBan(62);</script></div></div> Maciel był pedofilem, biseksualnym bigamistą (...).<br /><br />„W 1994 roku - pisze Barry [w <span style="font-style: italic;">National Catholic Reporter</span> - 3M] - papież Jan Paweł II ogłosił go »skutecznym przewodnikiem młodzieży «. Nawet po moim i Geralda Rennera śledztwie dla »Hartford Courant « w 1997 roku, które ujawniło nadużycia [Maciela] na seminarzystach i używanie przezeń narkotyków, Jan Paweł II nadal Maciela hołubił”.<br /><br />(...)<br /><br />„...otrzymane [od donatorów] pieniądze Maciel przekazywał do Watykanu. Wysłannicy Maciela regularnie dostarczali koperty z tysiącami dolarów w gotówce kluczowym hierarchom Kościoła. Prywatne audiencje z papieżem kosztowały nawet 50 tys. dolarów za spotkanie, a pieniądze przechodziły przez Stanisława Dziwisza... Według pewnego byłego jezuity orientującego się w sprawie jeden z pierwszych znaczących datków, jakie otrzymała polska »Solidarność «, pochodził od Maciela, który zebrał pieniądze wśród konserwatywnej elity meksykańskiej, o której względy tak wytrwale zabiegał. Nie ma wątpliwości, że Polak Karol Wojtyła, już wtedy papież Jan Paweł II, słyszał o tym akcie hojności i cenił ideologiczną postawę Maciela. Maciel był obok papieża w czasie jego pierwszych trzech z pięciu wizyt w Meksyku: pieniądze Legionu, jego księża i aktywni świeccy z ruchu Regnum Christi wzmocniły kampanię papieża na rzecz odsunięcia z wysokich stanowisk w hierarchii społecznie radykalnych bądź liberalnych księży i przyczynili się do przewagi jego konserwatywnego katolicyzmu." [Alma Guillermoprieto, <span style="font-style: italic;">The New York Review of Books</span> - 3M]<br /><br />(...)<br /><br />W lipcu hiszpański dziennik "El Pais" w obszernym reportażu o Macielu przypominał, że Jan Paweł II i Maciel spotkali się po raz ostatni 30 listopada 2004 r., na cztery miesiące przed śmiercią papieża. Na wspólnej fotografii widać czuły gest Jana Pawła II wobec meksykańskiego pupila. "To było pożegnanie. Maciel nigdy nie zostanie świętym. Wojtyła, prawdopodobnie, też nie" - pisze "El Pais"<br />___<br /><div style="text-align: right;">Artur Domosławski, <span style="font-style: italic;">Sekrety kościelnej monarchii</span><br /></div><div style="text-align: right;">Gazeta Wyborcza, 6.8.2010<br /></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-24313842154619686402010-06-21T12:04:00.000-07:002010-06-21T12:13:40.867-07:00Paręset kroków od mojego domu na Jedenastej, zaraz za ukraińskim domem kultury, na prawo od meczetu, a na lewo od baru homoseksualistów Tunel, tuż za polskim kościołem, a dokładnie na rogu Siódmej ulicy i Avenue A przy samym Tompkins Square Park jest kabaret sado-maso Piramidy. Zapraszałem tam moich znajomych z Polski, pracowników naukowych, wpływowych polityków i lirycznych poetów. Wszyscy byli zachwyceni i tylko raz wyszło kiepsko. Bo kiedy Jacek Kuroń wszedł do środka i zobaczył człowieka w średnim wieku z kutasem owiniętym żelaznym łańcuchem przeciągniętym przez umocowany pod sufitem żelazny pręt, którego dodatkowo moja studentka z Columbii, autorka pracy o wpływach Audena na Brodskiego, zarabiając na studia, tłukła pejczem po brzuchu, odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Na ulicy powiedział, że widząc skutego kajdankami i katowanego człowieka, chciał biec mu na pomoc, ale wtedy ofiara puściła do niego oko i tego już nie mógł znieść.<br /><br />Kiedyś pochwaliłem się Jerzemu Kosińskiemu, że też bywam w klubie sado-maso. Zapytał, gdzie. Powiedziałem, że w Piramidach. Dostał ataku śmiechu.<br />___<br /><div style="text-align: right;">Janusz Głowacki, <span style="font-style: italic;">Z głowy</span><br /></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-92110012407485147192010-06-21T11:53:00.000-07:002010-06-21T11:54:53.548-07:00Jeden survivor powiedział, że jest przeciwny ciągłemu przypominaniu holocaustu, bo nie mając zbyt wielu złudzeń co do natury ludzkiej, uważa, że się nie powinno przypominać, że jest w ogóle taka możliwość.<br />___<br /><div style="text-align: right;">Janusz Głowacki, <span style="font-style: italic;">Z głowy</span><br /></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-44417617071278252982010-03-08T07:12:00.000-08:002010-03-08T07:17:14.372-08:00Zakupowiczom, którym miasto [Mandżuli, Chiny, pogranicze z Rosją] zawdzięcza swój imponujący rozwój, postawiono nawet pomnik na centralnym bulwarze. Trzy odlane z brązu figury: ojca z typową kraciastą, zwaną u nas ruską, a w rzeczywistości oczywiście chińską, siatką wypchaną po brzegi, matki z mniejszą torbą i synka o rysach słowiańskiego cherubina.<br />___<br /><div style="text-align: right;">Ludwika Włodek-Biernat, <span style="font-style: italic;">Chiński kompleks Rosji</span>,<br /></div><div style="text-align: right;">Gazeta Wyborcza, 5.03.2010<br /></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-31948622324731358172010-02-28T07:44:00.000-08:002010-02-28T07:56:42.097-08:00Wymyślając "Andrea Chénier" w Poznaniu, nie miałem zresztą świadomości, że spektakl ten będzie miał swoją amerykańską premierę 11 września, w rok po tragedii World Trade Center.<br /><br /><span style="font-style: italic;">Ale miał i stał się wydarzeniem politycznym.</span><br /><br />Na premierze pojawił się Paul Wolfowitz, wiceminister obrony USA za rządów Busha. Widzowie odśpiewali hymn amerykański i - proszę mi wierzyć - dla mnie nie ma nic śmieszniejszego niż Amerykanie śpiewający swój hymn. To mi się kojarzy z harcerstwem i ze słynną sceną z "Kabaretu" Fosse'a, gdzie młodzi chłopcy śpiewają nacjonalistyczną pieśń. Ten sam stan nawiedzenia.<br /><br />(…)<br /><br />… kiedyś w operze chodziło się tylko na muzykę. Kiedy reżyser próbował podpowiedzieć Montserrat Caballé, co ma robić w jakiejś scenie, ona odpowiedziała: "Proszę pana, ja teraz śpiewam arię, a jak śpiewam arię, to się nie ruszam". "Nie ma problemu, baryton podejdzie do pani". Caballé: "Proszę pana, jak ja śpiewam arię, to nikt się nie rusza".<br /><br />(…)<br /><br />Zresztą żyjemy w czasach, w których pojęcie piękna jest szalenie wstydliwe. To jest efekt niemieckiego kompleksu wobec kultury francuskiej. Niemcy musieli stać się bardziej brudni i awangardowi, bo w inny sposób nie mogli wygrać z Francją, której nienawidzą. Dziś nie ma wątpliwości, że kulturową stolicą Europy jest Berlin, a nie Paryż.<br /><br /><span style="font-style: italic;">W Izraelu wciąż nie można wystawiać Wagnera, ulubionego kompozytora Hitlera. Rok temu nowy dyrektor opery narodowej w Tel Awiwie zobowiązał się, że nie zniesie trwającego od ponad 60 lat zakazu. To przypadek, kiedy prawda zwycięża nad pięknem?</span><br /><br />Moi koledzy z Izraela z wielkim bólem oglądają się za bmw na ulicy i mówią: "Piękne, ale niemieckiego auta nie kupię". To nie dylemat piękna i prawdy. To jest uraz. Oni sami traktują to jak chorobę.<br /><br /><span style="font-style: italic;">A pan miałby problem z Wagnerem?</span><br /><br />Absolutnie nie. Tylko dlatego, że propaganda Hitlera użyła Wagnera, to stał się on twórcą faszystowskim?! Nonsens! Wagner był genialnym kompozytorem, a bmw jest świetnym autem.<br /><br />___<br /><div style="text-align: right;">Mariusz Treliński, <span style="font-style: italic;">Ja, Traviata</span> (wywiad: Magda Żakowska),<br />Gazeta Wyborcza, 23.02.2010<br /><br /><div style="text-align: left;"><span style="font-style: italic;">Każdy propagujący mem 'Wagnera jako ulubionego kompozytora Hitlera' ma na sumieniu więcej niżby wpłacił 10 kiloojrosów na Fundusz Ochrony Dobrego Imienia Byłych Oficerów SS z siedzibą w Santiago, Chile.</span><br /></div></div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-89931875796519806462009-09-21T05:37:00.000-07:002009-09-21T05:51:34.938-07:00W 1930 r. Beck został wiceszefem MSZ. Ministrem był August Zaleski, ale od razu było wiadomo, kto tu rządzi. W 1932 r. Zaleski, dyplomata starej szkoły, nie wytrzymał ciśnienia.<br /><br />Chodziło wizytę w Polsce eskadry brytyjskiej marynarki wojennej. Piłsudski i Beck postanowili załatwić sprawę po swojemu. Gdy senat Gdańska nie zgodził się na jej powitanie przez Polaków w Gdańsku, wysłali ORP "Wicher", by ten przywitał Brytyjczyków, a w razie protestów ostrzelał najbliższy urzędowy budynek w Gdańsku.<br /><br />(...)<br /><br />W 1938 r. Niemcy przeprowadzają Anschluss Austrii (Becka poinformował wcześniej o tym zamiarze Göring). Niemal równocześnie w strzelaninie na granicy z Litwą ginie polski strażnik. W kraju odbywają się pochody pod hasłem: "Wodzu, prowadź nas na Kowno" - a Beck przedstawia rządowi litewskiemu ultimatum, domaga się nawiązania stosunków. Cały świat zastanawia się, czy Polska - idąc śladami Hitlera - nie doprowadzi do Anschlussu Litwy - Beck uważał to jedynie za "unormowanie stosunków".<br /><br />30 września 1938 r. Edouard Daladier i Neville Chamberlain podczas konferencji w Monachium oddają Niemcom Sudety, część niepodległej Czechosłowacji, której granice Francja gwarantowała. Dla Becka problemem jest nie rozpad tego kraju, który on i Marszałek przewidzieli, ale to, że Polska i Węgry nie zostały na konferencję zaproszone: "Rozważywszy tę sytuację nabrałem głębokiego przekonania, że powinniśmy zareagować i że nasza reakcja powinna być natychmiastowa. Podczas konferencji na Zamku oświadczyłem, że na znak protestu przeciw monachijskim metodom postępowania generał Bortnowski ruszył w kierunku Śląska Zaolziańskiego".<br /><br />(...)<br /><br />Z terytorium Słowacji Polska przyłączyła część Orawy i Spisza. Miarą absurdu ówczesnej polskiej polityki było wyrażone przez MSZ "zdziwienie" negatywną reakcją Słowaków. Polska tłumaczyła, że roszczenia były umiarkowane, gwarantowała niepodległość Słowacji, a zajęte tereny "są przeważnie bezludne".<br />___<br /><div style="text-align: right;">Paweł Wroński, <span style="font-style: italic;">Józef Beck i jego polityka zagraniczna. Namaścił go Marszałek</span>,<br />Gazeta Wyborcza, 18.09.2009</div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-62412769596033158152009-09-14T07:11:00.000-07:002009-09-14T07:13:49.374-07:00Ogromny rozrost ilościowy środowiska naukowego, konkurencja o pieniądze, naturalna selekcja, która pozostawiła sporo utytułowanych osób poza kręgiem aktywnie publikujących na międzynarodowym rynku, to wszystko sprawiło, że do mediów zaczęły przedostawać się głosy spoza naukowego "mainstreamu". Gdyby jeszcze taki delikwent uczciwie powiedział: "Nie należę do międzynarodowego grona uczonych". Niestety, każdy podkreśla liczbę tytułów i stanowisk naukowych, które same z siebie nic nie znaczą. Jak celnie zauważył niedawno profesor Majcherek, "nie ma takiego idiotyzmu, którego nie poparłby swoim autorytetem jakiś profesor". W efekcie czytelnik gazet czy słuchacz radia dowiaduje się, że jest jakiś profesor, który kwestionuje ewolucję i teorię Darwina, inny profesor uważa, że zmiana klimatu to mit uknuty przez spisek masonów, a kolejny obiecuje, że wyleczy wszystkich z raka za pomocą wyciągu z ziół.<br /><br />Obywatel dochodzi do wniosku, że skoro jeden profesor mówi, że jest czarne, a drugi, że jest białe, to znaczy, że można sobie wybrać ten lub inny pogląd, a nauka jest takim samym obiektem manipulacji jak inne dziedziny życia. Dlatego rybacy krzyczą, że uczeni z Morskiego Instytutu Rybackiego ostrzegający przed załamaniem się populacji dorsza to kłamcy, bo im, rybakom, jeden profesor ze Szczecina powiedział, że ryby jest dość. A grupa pań od ojca dyrektora pisze pisma o wycofanie nauki o ewolucji ze szkoły, "bo przecież sami naukowcy w to nie wierzą".<br />___<br /><div style="text-align: right;">Jan Marcin Węsławski, <span style="font-style: italic;">Dziennikarz naukowy - apostoł, łaskawca czy bałwan?</span>,<br />Gazeta Wyborcza, 10.09.2009</div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3100944992807086571.post-70732978501409571272009-06-30T08:26:00.000-07:002009-06-30T08:29:04.986-07:00"Tajnego Detektywa" próbowano wznowić (kilka numerów ukazało się w latach 1990-91). Jednak z jakiegoś powodu na dzisiejszym polskim rynku prasowym nie ma miejsca dla klasycznych brukowców. Często używa się za to tego słowa na określenie pisma, którego ktoś nie lubi - zwykle bezpodstawnie. Czasopisma przypominające formułą "Tajnego Detektywa" sprzedają się dziś źle - gorzej od pism opiniotwórczych. Przed wojną było odwrotnie. Czy to dlatego, że tak bardzo zmądrzeliśmy, czy po prostu obcięte głowy serwuje nam teraz telewizja i gry komputerowe?<br />___<br /><div style="text-align: right;">Wojciech Orliński, <span style="font-style: italic;">Tajny Detektyw</span> (z cyklu <span style="font-style: italic;">Muzeum Narodowe Kultury Masowej</span>),<br />Gazeta Wyborcza, 15.03.2000</div>miasto-masa-maszynahttp://www.blogger.com/profile/12151568439111879186noreply@blogger.com0