wtorek, 28 października 2008

Dlaczego używał pan pseudonimu?

- Ze strachu przed muzykami. Bałem się, że pojawią się wściekli przed moimi drzwiami i każą mi czytać partytury! Nie znam się na tym. Myślę sobie, że spieranie się w getcie, czy tempo w drugiej symfonii Beethovena albo w koncercie Vivaldiego było prawidłowe, już jest czymś osobliwym. Starałem się oceniać bez taryfy ulgowej, tak jakby przed nami było jeszcze całe życie, a muzyka wymaga perfekcji!

(...)

W "Trzech siostrach" Czechowa jest taki fragment, w którym jedna z sióstr mówi tęsknie: "Do Moskwy! Do Moskwy! Do Moskwy!".

Tak było z moją matką. Tylko ona mówiła: "Do Berlina, do Berlina!". I ten Berlin jest mi najbliższym miastem. W nim widziałem pierwszy raz "Romea i Julię" na scenie.

Czy wszystko widzi pan przez literaturę?

- Mógłbym. Często w życiu doświadczałem samotności. Czułem się poza oficjalnym, akceptowanym kręgiem. Przynależałem nie tam, gdzie powinienem. I ta izolacja, samotność, to, że byłem wyrzutkiem, zmusiło mnie do szukania jakiegoś azylu. Stała się nim literatura.

Jest moją namiętnością i moją ojczyzną.

Wiedzą panie, jaki jest mój ulubiony ptak? Dzika kaczka Ibsena, mewa Czechowa, żurawie Ibikusa z ballady Schillera.

Nie zachwyca mnie świat, którego nie daje się literacko objąć.

Krajobraz nabiera dla mnie znaczenia tylko wtedy, kiedy mogę zobaczyć go w kontekście literackim. Rządzą mną słowa. Bo czymże byłaby góra Lorelei, gdyby nie to, że Heine o niej pisał?

(...)

A Isaac Bashevis Singer?

- Nie czytałem ani jednej jego książki. (...)

Singer jest laureatem Nagrody Nobla...

- To bez znaczenia. Nobla dostają drugorzędni autorzy.

A Wisława Szymborska?

- A to dobra poetka?

Powiedział pan, że nikt nie będzie jej wkrótce pamiętał.

- Tak się wyraziłem? No cóż Polacy mają zachwycającą literaturę, tyle że uwięzioną w języku oryginału. Dzieje się tak dlatego, że najważniejsze dzieła napisano wierszem, a liryka w gruncie rzeczy zostaje nieprzetłumaczalna. Mickiewicz, król romantycznej emigracji, autor wierszowanego eposu, który nigdy nie przebił się do niemieckich uszu, krytykował Chopina, że nie pisze polskich narodowych oper.

Polska literatura musiała walczyć i krzyczeć, po latach ktoś ją nazwał "patriotyczną dziewczyną do wszystkiego". Trudno było i jest nadal zedrzeć z niej tę nieprzekładalną, niekiedy niezrozumiałą ideologiczną pieczęć. Uparcie "jęczy w okowach". A jeśli nie, tchnie prowincją.

(...)

Podstawy nowoczesnej literatury stworzył Kafka. Podstawy nowoczesnej fizyki - Albert Einstein. Nowoczesnej muzyki - Gustaw Mahler i Arnold Schönberg. Podstawy nowoczesnej socjologii Karol Marks, a nowoczesnej psychologii Zygmunt Freud. To nie przypadek, że wszyscy oni byli niemieckojęzycznymi Żydami. Mam wrażenie, że to połączenie daje geniusz.

(...)

- Obory, słynny podwarszawski dom pracy twórczej literatów. Wiedzą panie, dlaczego polska literatura lat 50. była taka kiepska? Bo w Oborach nie postawiono koszy na śmieci.

(...)

Tak naprawdę istnieją dwa wielkie tematy literatury. Jeden to przemijanie. Że ludzie się starzeją i przemijają. Wszystko mija. Drugi temat to obraz ludzkich cierpień niezależnych od epoki. Antygona w dżinsach cierpi tak samo jak dawniej, a rozterki silnych mężczyzn Hemingwaya interesują wszystkich bez względu na szerokość geograficzną i kolor skóry.

Czy krytyk ma sumienie, czy czegoś żałuje?

- Sumienie ma czyste, nieużywane, tak pisał Stanisław Lec. Zdaję sobie sprawę, ja, cynik i literacki morderca, że nierzadko wyrządzałem ludziom krzywdę. Z różnych przyczyn. Można je nazwać niezależnością sądu i pióra albo szczerością, albo odwagą. Przyznaję się, zdarzało mi się krzywdzić autorów.

Pycha panem rządzi albo, jak mówią Żydzi, hucpa?

- Bez niej nie mógłbym być krytykiem.
___
Marcel Reich-Ranicki (wywiad), Polacy nie zasługują na poezję Tuwima, Gazeta Wyborcza, 26.10.2008

czwartek, 16 października 2008

Pani Leokadja obejrzała się za siebie.
- Jakiś łotr za nami lezie - zauważyła tonem roztargnionego zdziwienia
- A! Mój to łotr.
- Pan kolekcjonujesz indywidua spod ciemnej gwiazdy?
- Różni tacy źle mi życzą. Za to pan Szczekielnikow źle życzy wszystkiemu, co żyje.
- Nie myślał pan stosować się do zdrowszych dla ducha strategij? Miłuj nieprzyjacioły swoje.
- Łatwiej mi je miłować i im współczuć, kiedy pomyślę, khr, co na nich pan Szczekielnikow nożem swoim wykona.
- Gdybyż tak każdy człowiek miał własnego Szczekielnikowa! - Zachichotała grubo. - Zaraz nastałoby na Ziemi Królestwo Boże.
- Wszystko w swoim czasie. Na razie panowie Smith i Wesson sprzedają rewolwery bardzo przednie.
Parsknęła przez szal świecieniem rzadkim.
- Pan to musisz być atrakcją pierwszą na wszystkich salonach!
- Na salonach za dużo myślę, khr, zapominam języka w gębie i wychodzę na kretyna.
___
Jacek Dukaj, Lód

Że niby Dukaj nie pisze dobrych dialogów? Hę?
[piękny lolek] Ciekawe co on [Zbigniew Preisner] teraz planuje. Czy zaskoczy nas czymś świeżym? Może?
___
piano.pl

Żeby nam tylko szczęki z zaskoczenia nie poopadały.

środa, 8 października 2008

W ogóle frakcja „językowców” jest u nas silna, także wśród młodych: talent w garści, świetny słuch i pióro, ale jak już sprzeda w prozie własną biografię, to nie ma o czym pisać.

(...)

Kino wielkobudżetowe to całkowicie odrębna dziedzina rozrywki. Widzimy jak ewoluuje, przejmując estetykę i formuły narracyjne z gier komputerowych i komiksów. Z tego też może urodzić się sztuka, ale już zupełnie inna, odwołująca się bardziej do wrażliwości malarskiej czy emocji sportowych, nie do wartości intelektualnych lub sensów zapisywalnych w klasycznych narracjach linearnych. Filmem, który przekroczył tę granicę nowej sztuki, był moim zdaniem „300” - chociaż według tradycyjnych kryteriów kicz i nudna nawalanka.

Zresztą podobnych mutacji w sztuce będzie teraz więcej. Ciekawy jestem, co urodzi się np. z wrażliwości wyhodowanej na MMOs (sieciowe gry komputerowe rozgrywane jednocześnie przez tysiące internautów – przyp. mh). Takie rozbudowane, pozbawione narzuconej struktury fabularnej („sandboxowe”) światy jak ten EVE Online pełnią funkcję otwartych środowisk dla równoległego życia, granica między serwisem społecznościowym a grą jest tu bardzo cienka. Głębokim doświadczeniem estetycznym może być samo „bycie w”, imersja w fałsz. Na razie to wszystko jest bardzo toporne i schematyczne, ale widać, z jaką siłą oddziałuje na wyobraźnię młodych: tu bije dziś źródło prawdziwie żywej sztuki.

(...)

One [seriale - 3M] pozwalają na rzeczy niemożliwe w filmie przeznaczonym na duży ekran. Bo tu można pokazać postaci poza zakresem wymaganym przez mechanikę fabuły, postaci „żyjące”, a nie tylko posuwające akcję do przodu - czego nie zrobisz w filmie kinowym, gdzie każda scena, w której coś się nie „dzieje”, to scena stracona. W tych serialach charakter, osobowość postaci, jej historia, droga życiowa są pierwotne względem fabuły; fabuła jest obudowywana na ludziach, nie ludzie na fabule. Postaciami nie rządzi mechanika napięcia: ekspozycja, pierwsza kulminacja, druga kulminacja, rozwiązanie. Nie; tutaj można pokazać meandryczność, nieprzewidywalność, chaotyczność, bezsens życia, jego bezcelowość - bo w życiu nie rządzą nami strzelby Czechowa i temu podobne reguły.

W tych serialach aktor więc może naprawdę zbudować rolę - ma czas, żeby „żyć postacią”. Tam nie grają gwiazdy, ale aktorzy z drugiej, trzeciej linii. Do filmu kinowego angażujesz za miliony gwiazdę, bo to uwalnia cię z konieczności budowania jej postaci i tracenia na to cennych sekund czasu ekranowego. W serialu natomiast każdy na początku jest czystą kartą. (...)

Sama struktura fabularna takiego serialu jest inna: to są powieści, każdy odcinek to rozdział, sezon to tom; film dwugodzinny odpowiada zaś strukturalnie opowiadaniu. Próby zmieszczenia w nim prawdziwie epickiej literatury dają w efekcie przeważnie olśniewającą sieczkę złożoną z samych „kluczowych” scen.

Twórcą serialu jest pisarz: autor scenariusza, głównej linii fabularnej. Twórcą filmu kinowego jest reżyser, czasami producent.

W serialu można przedmiotem kreacji uczynić sam świat - niesamowity, wielowarstwowy portret Baltimore mamy w „The Wire”. W filmie kinowym świat musimy przyjmować na wiarę, rzetelne pokazanie rządzących nim mechanizmów zmieniłoby bowiem dwugodzinną fabułę w dokument śledczy.

Mogę to ciągnąć: w tych serialach postaci mogą ze sobą naprawdę rozmawiać, podczas gdy jeden 10-minutowy dialog w filmie kinowym od razu rozwala ci całą strukturę filmu. Seriale HBO-wskie nie są przykrawane „w dół” do nastoletniego widza, co stało się powszechne w produkcjach amerykańskich, nie tylko pod względem cenzury obyczajowej, ale samej psychologii postaci. Dorosły człowiek nie zachowuje się tam jak dorosły, ale jak wyobrażenie dorosłego noszone w głowie nastolatka.
___
Jacek Dukaj (wywiad), Kutura według Dukaja, Przekrój, 8.10.2008

wtorek, 7 października 2008

[mirek szymański] Jerzy Waldorff:
"Jak świat światem, rozrywka zawsze miała stokroć szersze powodzenie od wielkiej sztuki. Z domami publicznymi nigdy nie mogły konkurować panteony."

[atos8] tja ... nic dodać nic ująć , gość zaślepiony ideą

[Strzyż] Co chcesz od Waldorfa? Dobrze powiedział.

[atos8] A moim zdaniem to bełkot . Ale to indywidualna sprawa , moim zdaniem gość powinien się zamurować w piwnicy i tam rozmyślać nad tym co powiedział . Ale jak już powiedziałem to indywidualna sprawa , nie lubię go prawie tak samo jak Millera .
___
piano.pl

Pokolenie EMO obala autorytety.

środa, 1 października 2008

W trakcie badań w polskim archiwum natknąłem się na nieznany dokument. Była to relacja niemieckich strażaków, którzy witali wkraczające oddziały Wehrmachtu przed remizą przy obecnej ul. Wojewódzkiej. Dokument powstał pod koniec września 1939 roku. Strażacy napisali wyraźnie, że kiedy stali przed remizą, ktoś zaczął do nich strzelać z dachu dworca kolejowego. Padło kilka strzałów. Jeden z nich przebił szybę i "omal nie zabił telefonisty". Tymczasem w 1946 roku ukazał się w "Odrze" artykuł Kazimierza Gołby o obronie dworca. Na podstawie relacji, jakie autor zdołał zebrać, pojawił się tekst heroizujący, ze stwierdzeniami: "wrzała bitwa o dworzec", "powstańcy strzelali gęsto". Po 7 latach od tego incydentu z epizodu powstała bitwa.
___
Grzegorz Bębnik (wywiad), Czy była obrona Katowic?, Dziennik Zachodni, 25.10.2006