wtorek, 29 lipca 2008

Pomyślałem zatem - trudno. Pora kupić sobie dobre buty i rower i w ten sposób jakoś człowiek się na miejsce dostanie. W sklepie z butami zostałem przytłoczony asortymentem więc zawezwałem asystę z obsługi. Sprzedawca zapytał mnie, do czego mają być te buty. Odpowiedziałem, że do chodzenia. "Aaaa!" - rozpromienił się sprzedawca - "zatem potrzebne panu trekkingowe!". Mówi się trudno - kupiłem trekkingowe i udałem się do sklepu z rowerami, gdzie również doznałem poczucia przytłoczenia. Zawezwałem obsługę. Sprzedawca rowerów zapytał się zgodnie z moim przypuszczeniem do czego ma być rower a ja zgodnie z prawdą odparłem, że do jeżdżenia. "Aaaa - trekkingowy znaczy!" - rozpromienił się sprzedawca.

Odtąd, kiedy ktoś mnie pyta np. "a którą kiełbasę pan chce?" - odpowiadam, że trekkingową. Działa.
___

poniedziałek, 28 lipca 2008

O come t'inganni se pensi che gl'anni
non hann'da finire
bisogna morire
Oh how wrong you are to think
that the years will never end.
We must die.


E' un sogno la vita che par si gradita
e breve il gioire
bisogna morire
Life is a dream, that seems so sweet,
but joy is all too brief.
We must die.


Non val medicina non giova la China
non si puo guarire
bisogna morire
Of no avail is medicine, of no use is quinine,
we cannot be cured.
We must die.


Non vaglion sberate minacie, bravate
che caglia l'ardire
bisogna morire
Worthless are lamentations, threats, bravado
produced by our courage.
We must die.


Dottrina che giova parola non trova
che plachi l'ardire
bisogna morire
No learned doctrine can find the words
to calm this boldness.
We must die.


Non si trova modo di scoglier'sto nodo
non val il fuggire
bisogna morire
There is no means to untie this knot,
it is useless to flee.
We must die.


Commun'e il statuto non vale l'astuto
'sto colpo schermire
bisogna morire
It is the same for everyone, a wily man cannot
shield himself from the blow.
We must die.


La Morte crudele a tutti e infedele
ogn'uno svergogna
morire bisogna
Cruel death is unfaithful to all,
and shames everyone.
Die we must.


E pur o pazzia o gran frenesia
par dirsi menzogna
morire bisogna
And yet, o madness, o ravings,
it seems like lying to oneself.
Die we must.


Si more cantando si more sonando
la Cetra o Sampogna
morire bisogna
We die singing, we die playing
the cittern, the bagpipe,
yet die we must.


Si more danzando bevendo mangiando
con quella carogna
morire bisogna
We die dancing, drinking, eating;
with this carrion
die we must.


I Giovani i Putti e gl'Huomini tutti
s'hann'a incenerire
bisogna morire
Youth, children, and all men
must end in dust.
We must die.


I sani gl'infermi i bravi gl'inermi
tutt'hann'a finire
bisogna morire
The healthy, the sick, the brave, the defenceless,
must all make an end.
We must die.


E quando che meno ti pensi nel seno
ti vien a finire
bisogna morire
And when you are least thinking of it,
in your breast, all comes to an end.
We must die.


Se tu non vi pensi hai persi li sensi
sei morto e puoi dire
bisogna morire
If you do not think of this, you have lost your senses,
your are dead and you can say:
We must die.

___
Passacaglia della Vita (Taniec żywota) lub Homo fugit velut umbra (Człowiek przemija jako cień), anon., Włochy, XVI w.

czwartek, 24 lipca 2008

Uspokoiłem się i nawet polubiłem teksty, w których udowadnia się, że Chopin nie mógł zrobić kupki w Płońsku, lecz tylko w Płocku, bo dyliżans go wiozący przez Płońsk nie przejeżdżał. Lubię to retro, lubię nawet to, że przeglądając nowy numer pisma [Ruchu Muzycznego] stwierdzam, że nie ma w nim dla mnie nic, lub prawie nic, do przeczytania.
___
Andrzej Chłopecki, Redaktor i Mysz, Gazeta Wyborcza, 18.07.2008

czwartek, 17 lipca 2008

Jeśli chodzi o przestrzeganie form, Rosjanie byli równie krnąbrni. Do czasów Piotra I, kiedy to ich posłowie nagle założyli peruki i getry w europejskim stylu, Rosjan uważano zawsze za egzotycznych dzikusów, żyjących poza nawiasem chrześcijaństwa. Poselstwa ich przyjmowano w Warszawie z szacunkiem pomieszanym z ubawieniem. Z jednej strony, bardzo silne wrażenie musiał wywierać otaczający ich zbytek: orszak złożony z setek jeźdźców i kupców, naszywane perłami futra, w jakie na własny koszt wyposażał ich car, wymyślne dary w postaci klejnotów i egzotycznych zwierząt, długie brody, spiczaste czapki, kolorowe hafty i śpiewny ton ich głosów. Z drugiej strony, wiele z ich obyczajów i żądań odznaczało się taką skrajnością, że ambasadorów z Zachodu zapraszano do oglądania zza zasłony ich zachowania się na dworze. Po pierwsze, byli dobrze znani ze swej gwałtowności. Opowiadano, że w r. 1570 Iwan IV kazał zrobić befsztyki z ofiarowanego mu przez Zygmunta Augusta stada wspaniałych ogierów, ponieważ zrodziło się w nim podejrzenie, że jego własny dar dla polskiego króla nie spotkał się z należytym uznaniem. Jeszcze w ponad sto lat od przerażających wydarzeń krążyły opowieści o doświadczeniach posła angielskiego na dworze Iwana IV: Sir Jeremiego Bowesa najpierw uczęstowano widokiem egzekucji, jaką wykonano na dwóch bojarach, którzy ośmielili się wyprzedzić posła na schodach wiodących do carskich komnat, a następnie sceną samobójstwa innego bojara, któremu car rozkazał wyskoczyć przez okno na dowód lojalności. Skierowana do królowej angielskiej Elżbiety I prośba Zygmunta III, aby nie posyłała broni „tym barbarzyńcom", „albowiem wiemy, jacy oni są", opierała się na bolesnych doświadczeniach. Po pierwsze, Rosjanie byli nadmiernie podejrzliwi - zwłaszcza w stosunku do swoich własnych ludzi. W r. 1635 namiestnik suzdalski Aleksy Jarosławski wywołał w Warszawie oburzenie, żądając wydania zbiegłych członków swego poselstwa; w r. 1646 nastąpił kolejny skandal, gdy spowiednika królowej, monseigneura de Fleury, bezceremonialnie poddano rewizji, podczas gdy dokonywał zakupu futer w ambasadzie moskiewskiej. Po wtóre, byli także przesadnie wrażliwi na krytykę. W r. 1650 Grigorij Gawryłowicz Puszkin, namiestnik Niżnego Nowogrodu, który przybył do Polski, aby pogratulować Janowi Kazimierzowi wyboru na króla, zażądał stracenia wszystkich autorów, w których książkach znalazły się niepochlebne uwagi pod adresem cara. Po licznych protestach zadowolił się ostatecznie prywatnym ogniskiem rozpalonym przy użyciu wybranych pozycji niepożądanej literatury, jakie marszałek wielki koronny urządził na podwórcu jego rezydencji. Po trzecie wreszcie, byli znani ze swego pijaństwa. Przy okazji wszystkich oficjalnych bankietów upierali się przy nadmiernym piciu, traktując je jako znak uznania wobec gospodarzy; pod adresem korpusu dyplomatycznego kierowano specjalne prośby o powstrzymanie się od wykorzystania stanu rosyjskich kolegów, gdy ci powpadają pod stół.

Rosjanie celowali jednak przede wszystkim w dziedzinie spraw tytularnych. Jako wielcy książęta księstwa moskiewskiego Iwan IV oraz jego następcy nie mieli żadnego uznanego prawa do tej całej baterii tytułów, jakich zazwyczaj używali. Według przyjętego w Europie protokołu byli umieszczani pośród książąt Włoch, za elektorami cesarstwa, ale przed zależnymi księstwami i republikami. Już same terminy „car", „samodzierżca", a nawet „Rossija", wymyślili sobie na własny użytek i przez długi czas nikt w Europie nie traktował ich poważnie. Dla Polaków pretensje te były szczególnie irytujące, ponieważ znaczna część terytorialnych godności cara dotyczyła ziem, które w gruncie rzeczy należały do Rzeczypospolitej i nigdy nie były własnością Moskwy. Twierdzenie, że car jest władcą „Wszechrosji" było istotnie dosyć dziwne, skoro Białoruś i Ruś Czarna znajdowały się na Litwie, Ruś Czerwona - w Polsce, a tylko Wielkoruś - na terenie państwa moskiewskiego. Z takich to pierwiastków złożone są imperia. Posłowie Moskwy, żyjący w ciągłym strachu przed gniewem swego władcy, mieli zwyczaj recytować tytuły cara głośno i od początku do końca, na wstępie każdego publicznego wystąpienia; regularnie też zgłaszali protest, kiedy tylko ich ucho pochwyciło którykolwiek z dawnych tytułów polskich - jak Dux Russiae - których nie aprobowali.

W 1635 r. Jarosławski urządził swoją słynną demonstrację, zjawiając się na audiencji przed Władysławem IV w dwóch kapeluszach na głowie; jeden miał unieść na powitanie króla, jak mu nakazywał protokół, drugiego zaś miał nie zdejmować, jak mu nakazał car. W w. XVIII Piotr I poinstruował swoich posłów, że jego nowy tytuł „cesarza-samodzierżcy Wszechrosji" upoważnia ich, jako dyplomatów pozostających w służbie „nowego Rzymu", do zajmowania pozycji wyższej w stosunku do posłów Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Przez wiele lat Rzeczpospolita odpierała te roszczenia, nie uznając ich w dokumentach i traktatach. Ale pierwsza oznaka zmian nastąpiła w r. 1671, kiedy to poseł Moskwy wjechał do Warszawy w królewskiej karecie. W r. 1677 nuncjusz papieski, szukając poparcia Moskwy przeciwko Turkom, zwrócił się do Jana Sobieskiego z prośbą o uznanie tytułu „cara". Było to, jak wyjaśnił, „barbarzyńskie imię" - jak szarif wśród Arabów czy też sufi w Persji. Jednakże w stosunkach oficjalnych jeszcze w połowie XVIII w. trzymano się w Rzeczypospolitej formuły Tres Puissante Soweraine Tsarine, Grande Duchesse de Moscou. Ostatecznie skapitulowano w r. 1764, uginając się pod połączonym naciskiem Katarzyny i króla pruskiego Fryderyka, którzy bezradnemu sejmowi narzucili własne tytuły, co nabrało wymowy symbolu klęski politycznej.
___
Norman Davies, Boże igrzysko
W w. XVI w pełnieniu tej funkcji [posła, ambasadora - 3m] wybitną rolę odgrywali również sekretarze królewscy, choć nie zawsze obywało się bez tarć. W r. 1554 w Wiedniu główny delegat polski, kasztelan radomski Mikołaj Myszkowski, tak mocno oponował przeciwko włączeniu w skład jego poselstwa Marcina Kromera, skromnego historyka, że podczas audiencji próbował zająć jednocześnie oba krzesła przygotowane dla posłów. (...) w latach dwudziestych XVI w. we Włoszech reprezentował króla neapolitański kucharz królowej Bony, Cola Maria de Charis. W przypadku poselstwa do Moskwy i Porty problem statusu nabierał dodatkowego znaczenia, ponieważ gospodarze skłonni byli osądzać szczerość zamiarów Rzeczypospolitej według rangi posła i splendoru jego orszaku. Wybór posła o niższej pozycji lub mniejszej zamożności poczytywany był za celową obrazę, co już na samym początku mogło przesądzić o niepowodzeniu misji.
___
Norman Davies, Boże igrzysko

środa, 16 lipca 2008

W epoce saskiej wprowadzono wyraźne rozróżnienie między poczynaniami króla i poczynaniami Rzeczypospolitej. Było na przykład rzeczą najzupełniej możliwą, że jako elektor saski Wettyn był w stanie wojny ze Szwecją, podczas gdy równocześnie, jako król Polski i Litwy, utrzymywał z nią pokój.
___
Norman Davies, Boże igrzysko

piątek, 11 lipca 2008

50.
A skoro swój gniew i serce zażarte
W chrześcijańskiej krwi w on czas zaprawiła,
Widząc, że bramy i miasto zawarte,
Po wielkiej części o sobie zwątpiła.
Ale nadzieją płochą myśli wsparte
Prętko na nowy fortel obrociła:
Za jednego się z ich wojska udała
I miedzy nie się nieznana wmięszała.

51.
Potem jako wilk, co stado rozbije,
Dopadszy lasu prętko z oczu ginie -
Idzie ukradkiem i łatwe się kryje
W nocy i w onej wielkiej mieszaninie,
Lecz Tankredowi przedsię się nie skryje;
Ten widział, kiedy w onejże godzinie
Ardelijota przed bramą zabiła
I pilnował jej, gdzie się obrociła.

52.
Mniema, że to mąż jaki doświadczony,
Nie myśląc, aby białą płcią być miała.
Chce się z nią spatrzyć, a ta - z jednej strony
Obbiegszy - w miasto drugą bramą chciała.
I niż jej Tankred dognał zapędzony,
Na chrzęst się jego zbroje obejrzała:
"Co - prawi - niesiesz?" On jej na to powie:
"I śmierć, i wojnę". Ona zaś odpowie:

53.
"Jeśli chcesz śmierci, i ta cię nacieszy,
Dam ci ją wnetże". Wtem stanęła w kroku.
On widząc, że beł nieprzyjaciel pieszy,
Zarazem z siodła w prętkiem wypadł skoku.
Tak - zbywszy konia - do niej się pospieszy
I oboje szli po miecze do boku
I tak się zwarli, jako srodzy bycy
Przy swej się lubej bodą jałowicy.

57.
Trzykroć ją ścisnął, trzykroć także ona
Wydarła mu się z węzła tak mocnego,
Którym nie beła z miłości ściśniona,
Lecz z nieprzyjaźni i gniewu wielkiego.
Znowu do mieczów poszli. Już raniona
I ona, i on, już i tchu samego
Ledwie jem staje. Potem się cofnęli,
Aby po wielkiej pracej odpocznęli.

58.
Tak na mieczowej wsparszy się głowicy
Patrzali na się - ta z tej, ow z tej strony,
Kiedy Apollo swojemu woźnicy
Nieść kazał na świat dzień światłem pleciony.
Widzi krwie siła Tankred na dziewicy,
Cieszy się hardy, że mniej obrażony.
O ludzkie myśli, głupie to czynicie,
Że się za lada szczęściem unosicie!

59.
Z czego się cieszysz, o Tankredzie? Czemu
Chełpisz się, szczęściem omylnem pijany?
Wrychle zwycięstwu nierad będziesz swemu
I będziesz płakał tej krwie i tej rany!
Chwilę się milcząc - on jej, ona jemu
Przypatrowali sobie na przemiany,
Na koniec Tankred ozwał się z swą mową
Pytając, kto beł i jako go zową:

60.
"Spolne to - prawi - nieszczęście sprawuje,
Że naszę dzielność pokrywa milczeniem;
A iż nam zły los sławę odejmuje
Słusznie nabytą tak mężnem czynieniem,
Proszę cię (jesli gniew prośbę przyjmuje),
Powiedz mi twój stan z twem własnem imieniem.
Niech wiem - lub przegram, lub wezmę zwycięstwo -
Kto śmierć ozdobi albo moje męstwo"

61.
Ona mu na to: "Imienia mojego
Nie będziesz wiedział, już cię to omyli;
Dosyć masz na tem, że widzisz jednego
Z tych dwu, co wielką wieżę zapalili".
Harda odpowiedź rycerza zacnego
Tak uraziła barzo w onej chwili,
Że do niej znowu wielkiem pędem skoczył,
Aby się zemścił i miecz w niej omoczył.

64.
Ale już przędzę Parka nieużytą
Kloryndzinego żywota zwijała:
Pchnął ją w zanadrze Tankred i obfitą
Miecz utopiony krew wytoczył z ciała
I zmoczył złotem koszulę wyszytą.
Którą panieńskie piersi sznurowała.
Czuje, że ją już noga ledwie wspiera,
I że już mdleje, i że już umiera.

65.
Idzie za szczęściem zwyciężca surowy
I sztych śmiertelny pędzi między kości;
Ona - konając - rzekła temi słowy,
Zwykłej na twarzy nie tracąc śmiałości,
Którą znać, że w niej duch sprawował nowy,
Duch skruchy, wiary i świętej dufności -
Że choć poganką za żywota była,
Umierając się ato nawrociła:

66.
"Odpuść ci, Boże, ato mas zwygraną,
A ty też, proszę, odpuść mojej duszy,
Proś Boga za nię i grzechem spluskaną
Oczyść krztem świętem i zbroń od pokusy".
Tą żałościwą, tą niespodziewaną
Prośbą jej Tankred zarazem się ruszy
I wewnątrz żalem okrutnym dotkniony,
Umarza gniewy i płacze zmiękczony.

67.
Do przezroczystej pobieżał krynice,
Która z przyległej góry wynikała
I w hełm porwawszy wody - do dziewice
Wracał się, która już dokonywała.
Kiedy jej dotąd nie poznane lice
Odkrył z szyszaka, ręka mu zadrżała:
Pozna ją zaraz i jako słup stanie -
O, nieszczęśliwe i przykre poznanie!

68.
Nie umarł zaraz, bo wszystkie swe mocy
Zebrane, serca pilnować wyprawił
I dusząc w sobie żal, koło pomocy
Świętej się wszystek na on czas zabawił.
Śmiech wdzięczny piękne wydawały oczy,
Skoro krzest święty cny rycerz odprawił;
I tak się zdało, jakoby mówiła:
Niebo-m osięgła, nieba-m dostąpiła.

69.
Mało co pierwszej straciwszy piękności
Jako lilija białą barwą bladła,
Na jasne niebo zda się, że z litości,
Gdy w nie patrzało - czarna chmura padła.
A nie mogąc już mówić - życzliwości
Znak - zimną rękę na rycerza kładła.
Tak piękna dziewka w on czas umierała,
Że kto nie wiedział, rozumiał, że spała.
___
Claudio Monteverdi, Combattimento di Tancredi e Clorinda, libretto: Torquato Tasso, Jerozolima wyzwolona, Pieśń dwanasta: Wycieczka, spalenie wieży oblężniczej i śmierć Kloryndy, tłum. Piotr Kochanowski
- Co ja bym zrobił. Panna się nie obrazi - ni cholery mnie nie obchodzi panny pytanie. Na miejscu Abrahama! On ne peut être au four et au moulin. Bo moje miejsce jest inne, ja patrzę oczyma Izaaka. Dla niego nie ma znaczenia wszystko to, co my tu tak mądrze a bezdusznie rozważamy: czy prosił, czy rozkazywał, czy próba, czy Bóg miał prawo, czy Sobie nie przeczył... A co mnie to! Ja leżę na ołtarzu. Nic nie wiem. Wiem, że ojciec mnie tu zwiódł kłamstwem, związał i chce zabić, zabije.
...I wyobraź sobie panna, wyobraź sobie, że - chcę żyć! nie chcę zginąć na tym kamieniu! Uwalniam się z więzów. Uciekam. Ojciec goni mnie z mieczem. Dopadnie, to ubije. Jest stary, mam szansę. Ale, to mi powiedz panna, ale czy mam prawo się bronić? Czy uczynię źle, stając przeciw ojcu, który chce mnie złożyć w ofierze? Na czym polegałaby tu wina Izaaka?
...I czy byłaby dla niego jakaś w tym różnica, gdyby poznał ponad wszelką wątpliwość, że Abraham czyni to wszystko z Bożego rozkazu?
- Pan mnie pyta - dobrze słyszę - pyta mnie pan, czy jest moralnie dozwolona samoobrona przed Bogiem?
- Bóg nie może uczynić nic złego! - zakrzyknął ktoś zza Ziejcowa. Uniosło się wzrok. Oparty o ścianę, w obłoku tytuniowego dymu stał tam Ünal Tayyib Fessar, ciemnopurpurowe słońce odbijało się na jego czaszce nagiej, jeszcze trochę pochylił się ku stolikowi, ku rozmówcom zgromadzym wokół stolika, i pokazał się cały w oblewie karminowych refleksów, jakby spływał krwią od samego szczytu głowy. - Stajesz przeciwko Bogu, stajesz po stronie Szatana!
- Bóg-Car - mruknął doktor symetryczny - On, tak, On istotnie „nie może” uczynić nic złego. Cokolwiek czyni, dobrze czyni, bo On to czyni.
___
Jacek Dukaj, Lód
...Taka jest historja rozkazu Boga dla Abrahama. Żeby związał i zabił syna swego. Znacie państwo tradycję żydowską - nie znacie - owóż inne są rozumienia związania Izaaka, aqedat Yitzhak, i wiele różnych rzeczy mówi tu Bóg Abrahamowi i ludziom, którzy czytają tę historję z myślą czystą. Jeśli czytają! Jeśli myślą!
...Są talmudyści, co bynajmniej nie widzą tu rozkazu - lecz prośbę. Bóg poprosił Abrahama; Abraham mógł się prośbie nie przychylić, ale się przychylił, a ponieważ właśnie przychylił się do Bożego nierozkazu, dlatego Bóg go nagrodził.
...I są talmudyści, co wcale nie nazywają tego próbą. Zali mógł Bóg nie znać jej wyniku? mógł nie wiedzieć, co Abraham zrobi? Bóg wie. Kto więc tu kogo próbował?
...Są też tacy, co uważają to za wyróżnienie uczynione przez Boga wobec Abrahama. Znak dla przyszłych pokoleń i lekcję na wieczność: oto masz już nóż przyłożony do gardła, leżysz związany na kamieniu i własny twój ojciec ścina cię w tej sekundzie - nie desperuj jednak, zaufaj Bogu, zaufaj do końca, zostaniesz ocalony - On wyratować cię może z każdej opresji.
- Oczywista, tak naprawdę, to znaczy jeśli rzecz taka zdarzyła się rzeczywiście w historji narodu żydowskiego - rzekł spokojnie doktor Konieszyn - szło w niej o tę jedną zmianę zwyczaju Żydów: żeby zaprzestali ofiar z ludzi, zarzynając miast nich zwierzęta.
- O czym panowie mówią! - żachnęła się panna Jelena. Wzburzona, wyjęła chusteczkę i otarła czoło. Jej blada cera zdawała się odrobinę mniej bladą. - Talmudyści siacy, talmudyści owacy, jedna jest tu potworność, której nie da się omówić naokoło wzniosłemi słowy, choćby tysiąc Żydów przez tysiąc lat siedziało nad świętemi księgami. Próba - a pewnie, że próba: próba prawości Abrahama. I Abraham jej nie sprostał! Abraham zawiódł! Czy jest czyn bardziej sprzeczny z wszelką moralnością tego świata niż mord rodzica na własnem dziecku? Nie znajdziecie takiego; Bóg wiedział, co rozkazać w próbie. I co robi Abraham? Bez mrugnięcia idzie zamordować syna! To ma być wzór? Czego, ja się pytam! Na co nam taka przypowieść?!
- Zauważ panna, jak tu wszyscy są wspaniale posłuszni - rzekło się, gładząc wąsa. - Izaak Abrahamowi, Abraham Bogu. Który też przecież jest ojcem Abrahama. To jest opowieść o ślepej wierności.
Wciąż z rękoma skrzyżowanemi na piersi i okiem błądzącem, zakolebał się Filimon Romanowicz na fotelu jak w transie modlitewnym.
- Sprzeczny z moralnością, mówi panienka. A jaka była moralność Abrahama? Słowo Boże. Czy widzi panna te rozdroża? Niech mnie panna teraz słucha! Oddam pannie kierownictwo tego pociągu, w rączce panienki przestawnia torów na drodze naszej. Oto jedziemy:
...Na lewo: Bóg zakazał zabijać, ponieważ zabijanie jest złe. Na prawo: zabijanie jest złe, ponieważ Bóg zakazał zabijać. I jak panna obróci wajchę?
...Na lewo: znaczy, zło i dobro nie od Boga zależy - Bóg jest im poddany i my jesteśmy im poddani. Bóg, wszechwiedzący, wie, że zabijanie jest złe, dlatego dał takie przykazanie: pilnuje, żebyśmy zła nie czynili. Wówczas istotnie On sam także nie może przykazania łamać ani zmieniać. Tylko że jeśli nie od Boga, to od kogo, od czego pochodzi Dekalog, skąd taki akurat podział na zło i dobro? I czemu nie mógłby być inny? A? Powie mi to panna? Bez owej wiedzy, bez twardego fundamentu zagubimy się zaraz w tej krainie, zapadniemy jak w bagno, zdani na własne siły, bo kto kiedy sam siebie z bagna wyciągnął? To jest droga w otchłań, jeśli panna tam pojedzie, w Kraj Biezprizornych, i nie ma zeń powrotu.
...Na prawo: a jak na te ziemie wjedziemy, musimy być gotowi, że w każdej chwili Bóg może rzec: zabijanie jest dobre, złe jest - o! - jeżdżenie pociągami i palenie papierosów - i od tej chwili takie właśnie będzie dobro i zło, ponieważ to Bóg jest jedyną i najwyższą racją moralności i nie ma sankcji ponad Bogiem. To ziemia samodzierżcy dusz, to Kraj Cara.
- Więc, więc - zająknęła się panna Jelena - więc pan mówi, że jak On ustalił Dziesięć Przykazań, to już może sam sobie w każdej chwili przeczyć? Bo cokolwiek rozkaże, to i tak będzie to dobre, bo to Bóg rozkazuje. Tak? Tak?
Wychyliwszy się z fotela, ujęło się delikatnie pannę pod łokieć.
- Nie ma żadnej sprzeczności. Pan biblista naprostuje, jeśli w błąd wejdę - prawda, Filimon Romanowicz? - ale wedle mojej wiedzy, proszę posłuchać, panno Jeleno, sprzeczności być tu nie może. Bóg komunikuje się z ludźmi za pomocą zdań rozkazujących. „Nie zabijaj”. „Zabij”. „Nie cudzołóż”. „Idźcie i rozmnażajcie się”. Zdania rozkazujące nigdy nie popadają ze sobą w sprzeczność, podobnie jak zdania pytające. Sprzeczne mogą być co najwyżej zdania oznajmujące o zdaniach rozkazujących: „Powiedział, żeby zabijać”, „Nie powiedział, żeby zabijać”. Ale same rozkazy mogą tylko zostać wykonane lub nie - nie mogą sobie przeczyć. Rozkazuje nie zabijać. Jesteś posłuszna albo nie jesteś. Rozkazuje zabijać. Jesteś posłuszna albo nie jesteś. Rozkazy następują po sobie, nie ma sprzeczności. Ten, wobec którego rozkazów winnaś posłuch bezwarunkowy, nie ma obowiązku tłómaczyć się ze swych intencyj. Samodzierżca zawsze jest w prawie, niezależnie od tego, jak się ma jego rozkaz do rozkazów uprzednich. Sądzi panna, że dlaczego Mikołaj Aleksandrowicz tak się broni przed spisaniem dla Rosji jakiejkolwiek konstytucji?
___
Jacek Dukaj, Lód
Co jeszcze się panu podoba w Warszawie?

- Publiczny transport. Autobusy i tramwaje kursują punktualnie. W Rzymie spóźniają się, stoją w korkach. Jak ktoś jedzie na spotkanie komunikacją miejską, to w zasadzie wiadomo, że nie zdąży na czas.

A co denerwuje pana w Warszawie?

- Może nie denerwuje, ale zaskakuje. Chodzi mi o skrupulatne przestrzeganie przepisów. To widać szczególnie w ruchu drogowym. Np. na Hożej, gdy ta ulica była zamknięta na czas remontu, cały czas działała sygnalizacja świetlna. Mimo że nie jeździły żadne auta, ludzie czekali na zielone.

Ktoś zagapił się, nie zauważył, że jest remont.

- Może, ale myślę, że w Polsce przepis jest przepis.

Ale przecież my, Polacy, jesteśmy właśnie postrzegani jako tacy, którzy swobodnie traktują przepisy!

- Tak mówią ci, którzy nie byli we Włoszech. Gdy w Rzymie kierowcy stoją w korkach, a widzą możliwość pojechania skrótem przez boczną ulicę, przez którą przejeżdżać nie wolno, to przez nią jadą. Tak się robi, bo to użyteczne.

Ale to jednak łamanie zakazów.

- To raczej bardziej kreatywny sposób wykorzystywania reguł.

Pan żartuje?

- Nie. Gdyby w Rzymie przestrzegano bardzo dokładnie zasad ruchu drogowego, to wszystko by się zablokowało. Korki byłyby niesamowite.
___
Angelo Piero Capello, Canaletto i Cappelo - dwaj Włosi na Krakowskim Przedmieściu (wywiad), Gazeta Wyborcza (Warszawa), 10.07.2008

czwartek, 10 lipca 2008

W 2007 roku na blogu "Dark Roasted Blend" internauci z całego świata wybierali najbardziej niebezpieczne i pochłaniające najwięcej ofiar drogi na naszej planecie. Z sześciu wybranych trzy znajdują się w Rosji. Jedna na kaukaskiej granicy między Gruzją i Rosją, a dwóch pozostałych miałem okazję posmakować. Najpierw w Moskwie, bo to 4,5-kilometrowy tunel Lefortowo, który przebiega pod rzeką i przecieka, a jak przychodzą mrozy, robi się ślisko jak na lodowisku do hokeja na Łużnikach.

Druga droga śmierci, którą jechałem, odłącza się od mojej trasy za Czytą, ale urodą niczym się od niej nie różni. To biegnąca na północ autostrada do Jakucka. Autostrada to stanowczo za dużo powiedziane. To wąski, kręty, w lecie błotnisty, a w zimie zawalony śniegiem trakt biegnący po wiecznej zmarzlinie, bez odrobiny asfaltu. (...)

Wiosną 2006 roku na środkowym odcinku drogi do Jakucka roztopy uwięziły kilkaset samochodów. W straszliwym błocie ugrzęzły nawet gąsienicowe pojazdy wysłane na ratunek. Po kilku tygodniach zdesperowani ludzie z bronią w ręku zaczęli walczyć między sobą o żywność.
___
Jacek Hugo-Bader, Maską w stronę wiatru, Gazeta Wyborcza 08.07.2008
Wiecie, co to jest mikrosekunda?

Odcinek czasu między pojawieniem się żółtego światła a klaksonem za plecami. Tak cudzoziemcy żartują z rosyjskich kierowców, którzy trąbią jak opętani. I nie włączają świateł, dopóki cokolwiek widać, a długich nie wyłączają, nawet kiedy ty to zrobisz. Pierwszeństwo ma większy. A jak zmieniają koło, rozerwaną oponę lubią podpalić. Śmierdzące ognisko zamiast trójkąta. Bardzo często nie rozbierają się w samochodzie i cały dzień jadą w palcie i futrzanej czapce.

Rosjanie giną na drogach jak muchy. W 2007 roku życie straciło na nich ponad 33 tysiące osób, tyle ile w całej Unii Europejskiej, która ma trzy i pół raza więcej mieszkańców i sześć razy więcej samochodów. Na poboczu co parę kilometrów symboliczne nagrobki. To najczęściej żelazny cokolik z gwiazdą na szczycie albo zespawany z drutu zbrojeniowego ażurowy postument podobny do stojaka na kwiaty z lat 60. Rosyjskim zwyczajem przy wielu nagrobkach ławeczka i stolik z przyśrubowanym wazonem. W wazonie sztuczne kwiaty. Czasami zatrzyma się tam jakiś szoferak, zostawi koledze zapalonego papierosa, dwa-trzy na zapas i zapałki, a bywa, że buteleczkę z resztką wódki, od której chłopak zapewne zginął.
___
Jacek Hugo-Bader, Maską w stronę wiatru, Gazeta Wyborcza 08.07.2008

wtorek, 8 lipca 2008

- Bene, Benedetto, zważ i to: są nałogi dobre. Rzeczy, czynności, skojarzenia, którym zgodziliśmy się oddać w niewolę. Chociażby funkcje fizjologiczne, pardon my rudeness, gdyby życie pańskie na tym zawisło, nie potrafiłby się pan z własnej woli opróżnić w spodnie. Zważ pan na sposób, w jaki pan mówi, na sposób, w jaki pan myśli. I jeszcze na to: że różnimy się od zwierząt, od ludzi wychowanych między zwierzętami, iż pewnych rzeczy nie zrobimy, ręka będzie się sama cofać, nogi odmówią posłuszeństwa, usta się nie otworzą. Bo przecież każdą moją myślą i czynem demonstruję codziennie, żem jeno automatonem reagującym na zewnętrzne bodźce drażniące me zmysły; myślę i działam w odpowiedzi na nie. Niewiele pamiętam w całym moim życiu przypadków, gdy nie potrafiłem wskazać najpierwszej impresji, która sprowokowała ruch, myśl lub sen. Tem bardziej cenić należy każdy moment prawdziwej wolności umysłu, to święte szaleństwo rozumu! Lecz cywilizacja - cywilizacja jest zbiorem dobrodziejnych nałogów. Że wstaje pan od stołu przy kobiecie - zanim pan pomyślał, żeby wstać. Nie pan rządzi wstawaniem - wstawanie rządzi panem.
- Wstaje się.
- Wstaje się. Tak. Dziecko w niebezpieczeństwie - się rzuca się na pomoc dziecku. Mówi się prawdę, kiedy trzeba, kłamie się, kiedy trzeba. Jest się uprzejmym. Się myje się. Szanuje się starszych. Nie zabija się. Zamierza pan walczyć z temi nałogami? To jest możliwe, można się spod nich wyzwolić, znałem takich ludzi. Well?
___
Jacek Dukaj, Lód
- Hrabia Gyero-Saski, pan pozwoli, panie hrabio: państwo Blutfeld, pan doktor Konieszyn, pan Verousse, kapitan Priwieżeński.
Się ukłoniło się.
- Je suis enchanté.
- Ach, co za towarzystwo, pan hrabia to spod Franciszka Ferdynanda, tak?
Kelner podsunął krzesło. Usiadło się.
- Droga pani -
- Tylko akcent coś mi nie brzmi, ja mam ucho, prawda, panie Adamie?
Małżonek Frau Blutfeld mruknął potakująco z pełnemi ustami.
- Niech zgadnę - ciągnęła Blutfeldowa na tym samym wydechu - krew węgierska po mieczu i przez przodków z Prus koligacja z polską szlachtą, prawda? O, panie hrabio, proszę nie robić zdumionej miny, ja się nie mylę w takich sprawach - w zeszłym roku w Marienbadzie po linji ust rozpoznałam hrabiankę von Meran, a jak mnie błagała, żebym nie skompromitowała jej incognito, powiadam panu -
- Nie jestem hrabią.
- A nie mówiłam! Kobieca intuicja! - Rozglądała się z dumą, jakby cały wagon restauracyjny Luksu podziwiał właśnie w niemym zachwycie jej biegłość gienealogiczną.
- Proszę się nie obawiać - szepnęła teatralnie, pochyliwszy się nad stołem, koronkowa kokarda zawisła nad śmietaną, potężny gors ozdobiony ciężką broszą groził zmiażdżeniem porcelany - nikomu nie zdradzimy pana sekretu, panie hrabio. Prawda? - Powiodła wzrokiem wokół stołu. - Prawda?
Czy można było żywić jakąś wątpliwość, że do południa nawet młodszy pomocnik maszynisty usłyszy o węgierskim grafie Gyero-Saskim? Zawinęło się serwetę pod brodą.
- Załóżmy - powiedziało się z namysłem - ale tylko załóżmy, że naprawdę nie jestem żadnym hrabią, a nazywam się tak, jak stoi w papierach, Gierosławski, Gie-ro-sław-ski, ot, szlachciura zubożały - cóż mógłbym rzec lub uczynić, by przekonać panią, że pozostaje w błędzie?
- Nic! - zawołała trjumfalnie. - Nic!
___
Jacek Dukaj, Lód

piątek, 4 lipca 2008

Cieńsze gatunki falowanego i barwionego sukna noszone w Prusiech i w Polsce przywozi się obecnie z Holandii, skąd też - w stosunku do całego importu - sprowadzana ilość jest dziesięciokrotnie wyższa aniżeli poprzednio. Sukno holenderskie jest cienkie i lekkie, barwy zaś jego tanie i krzykliwe; tak jedno, jak i drugie ustępuje trwałością naszym wyrobom, odpowiada atoli gustom tych, którzy je tu kupują, a których zadowala materia, co wygląda okazale, zaś kosztuje niewiele.
___
Public Record Office, Londyn, State Papers Foreign, styczeń 1716: PRO-SP/88/14, za: J. Gierowski, Z dziejów stosunków Anglii do Gdańska w początkach XVIII wieku

wtorek, 1 lipca 2008

Kiedy już dobrze popiliśmy i właśnie mieliśmy wychodzić, zobaczyliśmy wchodzącego człowieka około sześciu stóp wzrostu, o wygolonej twarzy i głowie, ogorzałym obliczu i czole tak pomarszczonym, że pod zmarszczkami znikały niekiedy oczy. Był to polski szlachcic w otoczeniu 15 pachołków (...) Skoro tylko nas zobaczył, podszedł z deklaracją przyjaźni (...) i ściskając nas, wyrażał przekonanie o naszej rycerskości tudzież pełny swój dla nas szacunek. Trzeba więc było uciec się do łaciny (...) Oświadczył (...) że czuje się niezdrów i od dwu tygodni jest w poszukiwaniu po mieście tak zacnej kompanii, by się naocznie przekonać, czy nie bardziej zbawienna okaże się raczej hulanka niż przestrzeganie diety (...)

Kiedy wychyliliśmy już z piętnaście czy szesnaście wielkich kielichów, (...) towarzysz mój ofiarował mu swoją fajkę, ów zaś nieszczęśnik, który nigdy nie używał tytoniu, wsadził ujście cybucha aż po gardziel, wciągnął w brzuch pełny haust dymu tytoniowego (...) Twierdził, że tytoń należy pić, a nie pykać i gubić go w powietrzu (...) Nagle jednym ruchem porwał się od stołu, pochwycił lichtarze z zapalonymi świecami, uderzywszy jednak głową o mur, runął na wznak (...) Toczył pianę jak byk i sądzono, że wściekłość przyprawi go chyba o śmierć (...) Nadeszły lekkie wymioty - szlachcic stał się dostępniejszy, my zaś pełni najlepszych nadziei (...) Runął tedy na oślep w moją stronę i objąwszy mnie za szyję, omal nie udusił mnie wśród czułych uścisków. Oświadczył, że zostanę jego zięciem, tj. mężem jednej z dwu jego córek, którą odda mi wedle mego wyboru wraz z dziesięcioma tysiącami liwrów i dwustu chłopami (...) Na cześć naszego przyszłego małżeństwa wychylaliśmy toast za toastem (...) Nagle patrzę, a tu leży rozciągnięty na ziemi (...) Dopiero w tej pozycji, leżąc, krzyknął o wino, bo pragnął wypić na pohybel Turkom i na zatracenie imperium otomańskiego (...) Zapewnił mnie, że jestem już Polakiem i należałoby przywdziać polski strój. Zdjął wtedy wierzchnie swe okrycie, szkarłatne, spięte srebrnymi agrafami i podbite kunami, i narzucił na wierzch mej odzieży (...) po czym poniesiony fantazją jął mnie ubierać od stóp do głów (...) następnie odpiął wiszącą u jego boku szablę, kazał mi ucałować ze czcią jej rękojeść i oświadczywszy, że (...) cała Polska zawdzięcza jej wolność - przypasał mi ją do boku (...) Tymczasem zachodziłem w głowę, jak wywikłać się z tej przeklętej sprawy.
___
Payen z Meaux-sur-Mame, za: J. Gintel, Cudzoziemcy w Polsce
W gruncie rzeczy morderstwo uważano za przestępstwo nieco mniejszej wagi niż wykroczenia innego rodzaju. Było rzeczą naturalną, że szlachcic - który zawsze nosił przy boku szablę - będzie walczył we własnej obronie. Morderstwo było więc uważane za uczciwe ryzyko - w odróżnieniu od gwałtu czy stwarzania fałszywych pozorów.
___
Norman Davies, Boże igrzysko