wtorek, 8 lipca 2008

- Hrabia Gyero-Saski, pan pozwoli, panie hrabio: państwo Blutfeld, pan doktor Konieszyn, pan Verousse, kapitan Priwieżeński.
Się ukłoniło się.
- Je suis enchanté.
- Ach, co za towarzystwo, pan hrabia to spod Franciszka Ferdynanda, tak?
Kelner podsunął krzesło. Usiadło się.
- Droga pani -
- Tylko akcent coś mi nie brzmi, ja mam ucho, prawda, panie Adamie?
Małżonek Frau Blutfeld mruknął potakująco z pełnemi ustami.
- Niech zgadnę - ciągnęła Blutfeldowa na tym samym wydechu - krew węgierska po mieczu i przez przodków z Prus koligacja z polską szlachtą, prawda? O, panie hrabio, proszę nie robić zdumionej miny, ja się nie mylę w takich sprawach - w zeszłym roku w Marienbadzie po linji ust rozpoznałam hrabiankę von Meran, a jak mnie błagała, żebym nie skompromitowała jej incognito, powiadam panu -
- Nie jestem hrabią.
- A nie mówiłam! Kobieca intuicja! - Rozglądała się z dumą, jakby cały wagon restauracyjny Luksu podziwiał właśnie w niemym zachwycie jej biegłość gienealogiczną.
- Proszę się nie obawiać - szepnęła teatralnie, pochyliwszy się nad stołem, koronkowa kokarda zawisła nad śmietaną, potężny gors ozdobiony ciężką broszą groził zmiażdżeniem porcelany - nikomu nie zdradzimy pana sekretu, panie hrabio. Prawda? - Powiodła wzrokiem wokół stołu. - Prawda?
Czy można było żywić jakąś wątpliwość, że do południa nawet młodszy pomocnik maszynisty usłyszy o węgierskim grafie Gyero-Saskim? Zawinęło się serwetę pod brodą.
- Załóżmy - powiedziało się z namysłem - ale tylko załóżmy, że naprawdę nie jestem żadnym hrabią, a nazywam się tak, jak stoi w papierach, Gierosławski, Gie-ro-sław-ski, ot, szlachciura zubożały - cóż mógłbym rzec lub uczynić, by przekonać panią, że pozostaje w błędzie?
- Nic! - zawołała trjumfalnie. - Nic!
___
Jacek Dukaj, Lód

1 komentarz:

  1. PS Zeszłego roku w Marienbadzie :-) Za to właśnie lubię Dukaja :-)

    OdpowiedzUsuń