piątek, 11 lipca 2008

50.
A skoro swój gniew i serce zażarte
W chrześcijańskiej krwi w on czas zaprawiła,
Widząc, że bramy i miasto zawarte,
Po wielkiej części o sobie zwątpiła.
Ale nadzieją płochą myśli wsparte
Prętko na nowy fortel obrociła:
Za jednego się z ich wojska udała
I miedzy nie się nieznana wmięszała.

51.
Potem jako wilk, co stado rozbije,
Dopadszy lasu prętko z oczu ginie -
Idzie ukradkiem i łatwe się kryje
W nocy i w onej wielkiej mieszaninie,
Lecz Tankredowi przedsię się nie skryje;
Ten widział, kiedy w onejże godzinie
Ardelijota przed bramą zabiła
I pilnował jej, gdzie się obrociła.

52.
Mniema, że to mąż jaki doświadczony,
Nie myśląc, aby białą płcią być miała.
Chce się z nią spatrzyć, a ta - z jednej strony
Obbiegszy - w miasto drugą bramą chciała.
I niż jej Tankred dognał zapędzony,
Na chrzęst się jego zbroje obejrzała:
"Co - prawi - niesiesz?" On jej na to powie:
"I śmierć, i wojnę". Ona zaś odpowie:

53.
"Jeśli chcesz śmierci, i ta cię nacieszy,
Dam ci ją wnetże". Wtem stanęła w kroku.
On widząc, że beł nieprzyjaciel pieszy,
Zarazem z siodła w prętkiem wypadł skoku.
Tak - zbywszy konia - do niej się pospieszy
I oboje szli po miecze do boku
I tak się zwarli, jako srodzy bycy
Przy swej się lubej bodą jałowicy.

57.
Trzykroć ją ścisnął, trzykroć także ona
Wydarła mu się z węzła tak mocnego,
Którym nie beła z miłości ściśniona,
Lecz z nieprzyjaźni i gniewu wielkiego.
Znowu do mieczów poszli. Już raniona
I ona, i on, już i tchu samego
Ledwie jem staje. Potem się cofnęli,
Aby po wielkiej pracej odpocznęli.

58.
Tak na mieczowej wsparszy się głowicy
Patrzali na się - ta z tej, ow z tej strony,
Kiedy Apollo swojemu woźnicy
Nieść kazał na świat dzień światłem pleciony.
Widzi krwie siła Tankred na dziewicy,
Cieszy się hardy, że mniej obrażony.
O ludzkie myśli, głupie to czynicie,
Że się za lada szczęściem unosicie!

59.
Z czego się cieszysz, o Tankredzie? Czemu
Chełpisz się, szczęściem omylnem pijany?
Wrychle zwycięstwu nierad będziesz swemu
I będziesz płakał tej krwie i tej rany!
Chwilę się milcząc - on jej, ona jemu
Przypatrowali sobie na przemiany,
Na koniec Tankred ozwał się z swą mową
Pytając, kto beł i jako go zową:

60.
"Spolne to - prawi - nieszczęście sprawuje,
Że naszę dzielność pokrywa milczeniem;
A iż nam zły los sławę odejmuje
Słusznie nabytą tak mężnem czynieniem,
Proszę cię (jesli gniew prośbę przyjmuje),
Powiedz mi twój stan z twem własnem imieniem.
Niech wiem - lub przegram, lub wezmę zwycięstwo -
Kto śmierć ozdobi albo moje męstwo"

61.
Ona mu na to: "Imienia mojego
Nie będziesz wiedział, już cię to omyli;
Dosyć masz na tem, że widzisz jednego
Z tych dwu, co wielką wieżę zapalili".
Harda odpowiedź rycerza zacnego
Tak uraziła barzo w onej chwili,
Że do niej znowu wielkiem pędem skoczył,
Aby się zemścił i miecz w niej omoczył.

64.
Ale już przędzę Parka nieużytą
Kloryndzinego żywota zwijała:
Pchnął ją w zanadrze Tankred i obfitą
Miecz utopiony krew wytoczył z ciała
I zmoczył złotem koszulę wyszytą.
Którą panieńskie piersi sznurowała.
Czuje, że ją już noga ledwie wspiera,
I że już mdleje, i że już umiera.

65.
Idzie za szczęściem zwyciężca surowy
I sztych śmiertelny pędzi między kości;
Ona - konając - rzekła temi słowy,
Zwykłej na twarzy nie tracąc śmiałości,
Którą znać, że w niej duch sprawował nowy,
Duch skruchy, wiary i świętej dufności -
Że choć poganką za żywota była,
Umierając się ato nawrociła:

66.
"Odpuść ci, Boże, ato mas zwygraną,
A ty też, proszę, odpuść mojej duszy,
Proś Boga za nię i grzechem spluskaną
Oczyść krztem świętem i zbroń od pokusy".
Tą żałościwą, tą niespodziewaną
Prośbą jej Tankred zarazem się ruszy
I wewnątrz żalem okrutnym dotkniony,
Umarza gniewy i płacze zmiękczony.

67.
Do przezroczystej pobieżał krynice,
Która z przyległej góry wynikała
I w hełm porwawszy wody - do dziewice
Wracał się, która już dokonywała.
Kiedy jej dotąd nie poznane lice
Odkrył z szyszaka, ręka mu zadrżała:
Pozna ją zaraz i jako słup stanie -
O, nieszczęśliwe i przykre poznanie!

68.
Nie umarł zaraz, bo wszystkie swe mocy
Zebrane, serca pilnować wyprawił
I dusząc w sobie żal, koło pomocy
Świętej się wszystek na on czas zabawił.
Śmiech wdzięczny piękne wydawały oczy,
Skoro krzest święty cny rycerz odprawił;
I tak się zdało, jakoby mówiła:
Niebo-m osięgła, nieba-m dostąpiła.

69.
Mało co pierwszej straciwszy piękności
Jako lilija białą barwą bladła,
Na jasne niebo zda się, że z litości,
Gdy w nie patrzało - czarna chmura padła.
A nie mogąc już mówić - życzliwości
Znak - zimną rękę na rycerza kładła.
Tak piękna dziewka w on czas umierała,
Że kto nie wiedział, rozumiał, że spała.
___
Claudio Monteverdi, Combattimento di Tancredi e Clorinda, libretto: Torquato Tasso, Jerozolima wyzwolona, Pieśń dwanasta: Wycieczka, spalenie wieży oblężniczej i śmierć Kloryndy, tłum. Piotr Kochanowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz