poniedziałek, 14 września 2009

Ogromny rozrost ilościowy środowiska naukowego, konkurencja o pieniądze, naturalna selekcja, która pozostawiła sporo utytułowanych osób poza kręgiem aktywnie publikujących na międzynarodowym rynku, to wszystko sprawiło, że do mediów zaczęły przedostawać się głosy spoza naukowego "mainstreamu". Gdyby jeszcze taki delikwent uczciwie powiedział: "Nie należę do międzynarodowego grona uczonych". Niestety, każdy podkreśla liczbę tytułów i stanowisk naukowych, które same z siebie nic nie znaczą. Jak celnie zauważył niedawno profesor Majcherek, "nie ma takiego idiotyzmu, którego nie poparłby swoim autorytetem jakiś profesor". W efekcie czytelnik gazet czy słuchacz radia dowiaduje się, że jest jakiś profesor, który kwestionuje ewolucję i teorię Darwina, inny profesor uważa, że zmiana klimatu to mit uknuty przez spisek masonów, a kolejny obiecuje, że wyleczy wszystkich z raka za pomocą wyciągu z ziół.

Obywatel dochodzi do wniosku, że skoro jeden profesor mówi, że jest czarne, a drugi, że jest białe, to znaczy, że można sobie wybrać ten lub inny pogląd, a nauka jest takim samym obiektem manipulacji jak inne dziedziny życia. Dlatego rybacy krzyczą, że uczeni z Morskiego Instytutu Rybackiego ostrzegający przed załamaniem się populacji dorsza to kłamcy, bo im, rybakom, jeden profesor ze Szczecina powiedział, że ryby jest dość. A grupa pań od ojca dyrektora pisze pisma o wycofanie nauki o ewolucji ze szkoły, "bo przecież sami naukowcy w to nie wierzą".
___
Jan Marcin Węsławski, Dziennikarz naukowy - apostoł, łaskawca czy bałwan?,
Gazeta Wyborcza, 10.09.2009

1 komentarz:

  1. Chyba trochę za prosto -- to nie tylko 'ciemny lud' wybiera, jak mu się podoba. Sam gdzieś cytowałem niedawno i tu przytoczę:

    Można by to uznać za braki warstw, które z własnej winy czy z innych powodów nie uzyskały wykształcenia. Wszelako sfery ekonomiczne i fachowe, w których można się znaleźć tylko dzięki wybitnej zdolności do racjonalnego myślenia, są głównym rynkiem dla nieracjonalnych terapii, jak homeopatia oparta na magicznej wierze, że “podobne leczy podobne”, i oszukańczych preparatach, które prawdopodobnie nie zawierają ani molekuły rzekomo leczącego czynnika. Garść konsumentów może cytować na poparcie swojego wyboru literaturę fachową, ale dla większości logika nie jest przeszkodą. Dzieje się tak nie dlatego, że nie można zdobyć informacji o podstawach nauki, ale dlatego, że panuje poczucie, iż można sobie wybierać informacje wedle własnego uznania. Dobrze to ilustruje wybiórcze podejście
    w niektórych sferach do poglądów mniejszości na ewolucję.

    Marek Kohn z przedmowy do Jeremy Stangroom Co myślą naukowcy, tłum. Agna Onysymow, PIW 2009

    OdpowiedzUsuń