wtorek, 25 listopada 2008

Od kilkudziesięciu lat budujemy gigantyczne świątynie operowe, w rodzaju Teatru Wielkiego w Warszawie, wielkiego teatru festiwalowego w Salzburgu, czy, nomen omen, Bastylii. Proces ten zaczął się zresztą wcześniej, jako skutek, a nie przyczyna: w czasach, gdy opera była sztuką masową (...), sale operowe rosły nie w imię abstrakcyjnych haseł o demokratyzacji, lecz by zaspokoić realny popyt. (...)

Cały repertuar wystawiany dzisiaj w TW-ON (...), czy w Bastylii, napisany został dla teatrów dwa razy mniejszych. Opera ludzkich rozmiarów ma otwór sceniczny szerokości ok. 10-12 metrów. Bayreuth - 13 metrów. Opera Wiedeńska: 14,3. Teatr Wielki - 17,5. Bastylia - 19. Wielki Festspielhaus w Salzburgu może rozdziawić paszczę na 32 metry! Nie mówiąc nawet o Monteverdim, Händlu i Mozarcie, cały repertuar XIX-wiecznej opery francuskiej (Faust, Carmen, aż do Peleasa...), powstał dla Opéra-Comique, sali rozsądnych rozmiarów, gdzie wzrokowy kontakt ze "wzruszeniem malującym się na twarzy bohatera" istnieje jak najbardziej, by o rozmiarach widowni i... akustyce nawet nie wspomnieć. Prawie nic w "wielkim" repertuarze nie nadaje się na nasze gigantyczne sceny, choć gra się tam wszystko. Dziw się potem, człowieku, że są one sztucznie nagłośnione. (...)

Dodajmy, że bujda wdarła się do opery również przeciwnymi drzwiami, nadmierny dystans kompensując absurdalną bliskością - za pośrednictwem kamery. Filmuje się dzisiaj byle co, (...) mnożąc byty wideo ponad potrzebę, w czym branża obrazkowa naśladuje błędy, które już dwukrotnie zarżnęły fonografię. Reżyser świetnie o tym wie, częstokroć ustawia zatem sytuacje i światła nie na scenę, ale pod kamerę. Po czym w kabinie zasiada realizator o sfrustrowanych ambicjach Kubricka i filmuje śpiewaków na dużych zbliżeniach, ku radości dentystów (...), o paskudnie napiętych mięśniach nie mówiąc, montuje jak porąbany, ostatnio zaś coraz częściej mnoży "punkty widzenia" nieosiągalne dla widza na sali (...).

Za to w kanale - oryginalne instrumenty i wypieszczona, krytyczna edycja partytury na czerpanym papierze, bez żadnych skrótów: za reżyserski amok krytyka nie zabije; za dwa skreślone takty recytatywu - zaraz. Dyrektor Mortier w Paryżu morduje rytualnie jedną po drugiej kolejne opery Mozarta - ale w programach umieszcza z dumą jedynie słuszne naukowo imię kompozytora "Amadé", zamiast obiegowego i niesłusznego Amadeusza.
___
Piotr Kamiński, Perseverare diabolicum, Ruch Muzyczny, rok LII, nr 11, 25.05.2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz