poniedziałek, 21 czerwca 2010

Paręset kroków od mojego domu na Jedenastej, zaraz za ukraińskim domem kultury, na prawo od meczetu, a na lewo od baru homoseksualistów Tunel, tuż za polskim kościołem, a dokładnie na rogu Siódmej ulicy i Avenue A przy samym Tompkins Square Park jest kabaret sado-maso Piramidy. Zapraszałem tam moich znajomych z Polski, pracowników naukowych, wpływowych polityków i lirycznych poetów. Wszyscy byli zachwyceni i tylko raz wyszło kiepsko. Bo kiedy Jacek Kuroń wszedł do środka i zobaczył człowieka w średnim wieku z kutasem owiniętym żelaznym łańcuchem przeciągniętym przez umocowany pod sufitem żelazny pręt, którego dodatkowo moja studentka z Columbii, autorka pracy o wpływach Audena na Brodskiego, zarabiając na studia, tłukła pejczem po brzuchu, odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Na ulicy powiedział, że widząc skutego kajdankami i katowanego człowieka, chciał biec mu na pomoc, ale wtedy ofiara puściła do niego oko i tego już nie mógł znieść.

Kiedyś pochwaliłem się Jerzemu Kosińskiemu, że też bywam w klubie sado-maso. Zapytał, gdzie. Powiedziałem, że w Piramidach. Dostał ataku śmiechu.
___
Janusz Głowacki, Z głowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz