czwartek, 26 grudnia 2013

W obu wy­da­niach [sowieckiej książki kucharskiej, pierwsze z 1939] na wy­klej­ce jest przed­sta­wio­ny na­kry­ty stół. Ale o ileż bar­dziej wy­kwint­ny jest ten z lat 50…! Na okład­ce z 1952 roku zo­sta­ła wytłoczo­na pła­sko­rzeź­ba. Znaj­du­je­my tam bu­tel­kę wina, pa­te­rę z owo­ca­mi, sło­iki, cy­try­ny, grusz­ki, ba­na­ny, wi­no­gro­na, brzo­skwi­nie, pu­cha­rek lo­dów, pud­ding, tort w pu­deł­ku, wia­nu­szek ob­wa­rzan­ków, chleb, bom­bo­nier­kę, sery, bu­tel­kę mle­ka, ko­szyk jaj, ryby, pu­szecz­kę ka­wio­ru, wa­rzy­wa, ka­pu­stę, kuku­ry­dzę, szyn­kę, pęta kieł­bas, pusz­ki kon­serw.

Naj­wy­raź­niej ten ze­staw ar­ty­ku­łów miał za za­da­nie ucie­le­śniać i kon­kre­ty­zo­wać wy­obra­że­nie o obfito­ści. Zna­mien­ne, że ów asor­ty­ment nie za­wie­ra nic za­gra­nicz­ne­go. Wy­eks­po­no­wa­nie wła­snych za­so­bów ozna­cza­ło, że czło­wiek ra­dziec­ki miał się ży­wić wła­śnie ra­dziec­ki­mi pro­duk­ta­mi – na szczęście roz­mia­ry kra­ju i zróż­ni­co­wa­nie stref kli­ma­tycz­nych gwa­ran­to­wa­ły pew­ną róż­no­rod­ność – od wina i her­ba­ty z Gru­zji (kto by wów­czas po­my­ślał, że wal­ka z nimi sta­nie się w Ro­sji Pu­ti­na dekla­ra­cją na­ro­do­wą) po szpro­ty ło­tew­skie (któ­re Pu­tin tak­że ob­jął za­ka­zem) i wę­dzo­ną wo­błę z północ­nych por­tów.

Sym­bo­licz­ne ar­ty­ku­ły ra­dziec­kiej kon­sump­cji przy­wo­żo­ne do Ro­sji z in­nych re­pu­blik – wino z Mołda­wii i Gru­zji, bor­żo­mi, szpro­ty – nie­przy­pad­ko­wo sta­ły się przed­mio­tem prze­śla­do­wań w okresie, kie­dy od­cię­ta od Związ­ku Ra­dziec­kie­go ka­pi­ta­li­stycz­na Fe­de­ra­cja Ro­syj­ska sama sie­bie okrzyk­nę­ła im­pe­rium. Na­le­ża­ło ze­rwać wszel­kie związ­ki emo­cjo­nal­ne z daw­ny­mi brat­ni­mi na­ro­da­mi i znisz­czyć wspól­ne wy­obra­że­nia o świą­tecz­nym sto­le w w taki sam spo­sób, w jaki po­win­ny zo­stać zdu­szo­ne po­zo­sta­łe prze­ja­wy „ra­dziec­kie­go in­ter­na­cjo­na­li­zmu”.

„Ra­dziec­ki szam­pan” zo­stał po­dzie­lo­ny na dwie ka­te­go­rie: ra­dziec­ki, pro­du­ko­wa­ny na Kry­mie, któ­ry do­stał się nie­za­leż­nej Ukra­inie, oraz „pa­trio­tycz­ny”, ro­syj­ski, ce­chu­ją­cy się gor­szym sma­kiem i figlar­ną sty­li­zo­wa­ną ety­kie­tą, ma­ją­cą pod­kre­ślić (choć nie wprost) po­kre­wień­stwo z ra­dziec­kim proto­ty­pem. Co praw­da na krót­ko, ale re­pre­sjom pod­da­no tak­że ab­cha­skie man­da­ryn­ki.
___
Irina Głuszczenko, Sowiety od kuchni. Mikojan i radziecka gastronomia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz