niedziela, 28 grudnia 2008

Robotnicy polscy, którzy w pośpiechu budowali ten gmach [tzw. "wielki pałac" - budynek ambasady KRLD w W-wie] na przyjazd Kim Ir Sena w maju 1984 roku, musieli bardzo żałować czterech piw na głowę, którymi poczęstowali ich kierownicy budowy. Pociąg z Wielkim Wodzem przyjechał na Dworzec Centralny z czterogodzinnym opóźnieniem. Nikt z witających nie dostał zgody na wcześniejsze wyjście z szeregu, a co dopiero pójście do toalety.

I sekretarz PZPR Wojciech Jaruzelski witał drogiego gościa niekończącą się przemową: "Wielce szanowny towarzyszu! W imieniu władz partyjnych i państwowych Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej witam Was serdecznie! Wasza wizyta jest wydarzeniem o szczególnie doniosłym znaczeniu dla dalszego zacieśniania więzów przyjaźni i współpracy między naszymi partiami, państwami i narodami. Klasa robotnicza, ludzie pracy naszego kraju żywią szczery szacunek i uznanie dla walki zbrojnej i pokojowych osiągnięć bratniego narodu koreańskiego…".

Gdy Jaruzelski gadał, klasa robotnicza poczęła kolejno popuszczać w spodnie. "Na peronie pozostały wielkie kałuże moczu" - zapisał potem we wspomnieniach ówczesny wicepremier Mieczysław Rakowski.

A "wielkiego pałacu" i tak nie udało się wykończyć na wizytę.
___
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski, Sekretne życie syna Wielkiego Wodza w Warszawie, Gazeta Wyborcza, 25.12.2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz