Podróż trwała trzydzieści pięć dni. Statek zawinął do Perth po zapasy, a potem wyruszył do Melbourne, aby tam wysadzić pasażerów. (...) Zszedłem na piąty kontynent dopiero 1 stycznia 1951 o 00.15! Nabrzeże było ciemne, tylko słabo oświetlone elektrycznymi żarówkami, pozawieszanymi na mnóstwie starych, pochylonych drewnianych słupów. (...)
No i wreszcie zarabialiśmy pieniądze, na początku nowego życia. Wielu się skarżyło, ale ja nigdy. Nigdy nie byłem bezrobotny. Miałem w Australii tylko trzy prace - cztery miesiące w kamieniołomie, dwadzieścia lat w fabryce urządzeń elektronicznych, a potem dwadzieścia lat w laboratorium fizycznym na uniwersytecie - i wszędzie bardzo mi się podobało! Dawno już wybaczyłem tym starym, pochyłym słupom, że mnie wprowadziły w błąd.
PS Teraz jestem już na emeryturze. Mieszkam z żoną w bardzo wygodnym dużym domu wybudowanym dziewięćdziesiąt osiem lat temu, na jednym z przedmieść Sydney. Moja ulica jest ładna - jeśli nie liczyć starych, brzydkich, pochyłych słupów elektrycznych, na których teraz jeszcze dodatkowo wiszą kable telewizyjne!
___
T. J. Torpiński, Sydney, za: Norman Davies, Powstanie 44
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz